Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/302

Ta strona została przepisana.

naprzód; Dawid gonił ostatkiem sił — tylko Walter zachęcał go ciągle do wytrwania i uspakajał. Chłopiec połykał łzy, których się wstydził i żałował po raz niewiem już który, że dał się namówić na tę wycieczkę.
— Z pewnością dostanę zapalenia mózgu — skarżył się półgłosem — głowa mię boli i pulsa biją w skroniach! Tchu mi brak!
— Wszyscy tego doznają przy wchodzeniu na góry, zwłaszcza w taki dzień gorący, jak dzisiaj — perswadował Walter.
— W gardle mi tak zaschło, ze z trudnością przełykam ślinę. Czy nie ma pan czasem wina przy sobie?
— Nie mam: niezadługo staniemy na szczycie, to będziesz pił wino.
— Ach, mój Boże, ja już nie wytrzymam dłużej! Mam gorączkę z pewnością, bo mi się kręci w głowie.
— To tylko dla tego, że nie jesteś przyzwyczajony do chodzenia. Bądź spokojny, z tego się nie choruje; gdybyś nawet chwilowo zasłabł, mamy z sobą doktora.
Dawid przypomniał sobie uwagę, usłyszaną na Starej Polanie o uprzejmości malajskiej, i skrzywił się.
— Jak się wyśpisz pod gołem niebem — mówił Walter dalej — wstaniesz jutro zdrowy jak ryba. Powietrze górskie jest cudowne: człowiek nieraz upada z trudu, zdaje mu się że dalej iść nie zdoła, tymczasem chwila wytchnienia rodzi nowe siły i rozprasza ślady zmęczenia.
Dawid westchnął: właśnie spanie pod gołem niebem nie uśmiechało mu się wcale. Myślał o swem łóżku, które nigdy jeszcze nie ciągnęło go z taką siłą jak w tej chwili. Jakież ono było miękie, jakie wygodne! Ale nie bardzo miał czas zastanawiać się nad tem, bo musiał ciągle patrzeć na ziemię; jeden krok nieostrożny, a mógł stoczyć się na dół. Szli tak z dobrą godzinę; wreszcie u samej góry pochyłość zmiejszyła się i wędrowcy odetchnęli swobodniej. Jeszcze kilkanaście kroków, i oczom ich odsłonił się widnokrąg, którego piękna nie mogli w tej chwili ocenić w całej rozciągłości, bo padli prawie na ziemię wyczerpani.
Chmury targane wichrem przepływały nad nimi: po piekielnym upale, owionął ich chłód lodowy. Wiatry są nieodstępnymi towarzyszami górskich szczytów; przewodnicy więc, nie pytając podróżnych, czy chcą lub nie, wkładają im zazwyczaj serdaki, i zalecają aby się szczelnie zapinali. Nasi znajomi też ani się spostrzegli, jak zostali ubrani ciepło i pookrywani, i jak każdemu wciśnięto w rękę czarkę wina. W Dawida, gdy czarkę wychylił, lepszy duch wstąpił i obejrzał się ciekawie dokoła. Czoło jego było zlane potem, włosy przylgnęły do skroni, ale w oczach odmalowało się zdumienie i podziw.