Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/303

Ta strona została przepisana.

— Jesteśmy na wzniesieniu 2,164 metrów nad poziomem morza — odezwał się Strand, ocierając jedną ręką pot z czoła, a drugą zapinając się szczelnie pod szyją, a Jakób dodał:
— W całych Tatrach niema miejsca mogącego iść z Krzyżnem w porównanie; widzi się bowiem ztąd obraz Tatr taki, jak z najwyższego szczytu, bez trudów i niebezpieczeństw, z jakiemi się wchodzi na inne szczyty. I my nie bylibyśmy ani w części tak wyczerpani gdybyśmy się tu dostali zwykłą drogą, przez Jaszczurówkę i Psią trawkę.
Warburton, przytrzymując kapelusz, który mu wiatr chciał zerwać, udał że nie słyszy tej przymówki i zrobił uwagę, że widnokrąg jest olbrzymi.
— Nawet dwa widnokręgi: ku północy na Zakopane, Podhale, Beskidy i najbliższy grzbiet Koszystej...
— W dali na Pieniny i Spiską Magorę — wtrącił Witold.
— A ku południowi na głębię Tatr... Pod stopami naszemi rozciąga się dolina Roztoki, Pięć Stawów z Siklawą, z całem ich otoczeniem i piętrzącem się naokoło pasmem najwyższych Tatr.
— A co to za kolos tam w pośrodku nad wszystkiemi piętrami gór panuje? — pytał Warburton nastawiając lunetę — pokrywają go śnieżne płaty.
— To król Tatr, Garłuch! Ztąd przedstawia się on w całym majestacie; niewiele osób zdołało wejść na jego szczyt, z którego widzieć można czterdzieści jezior.
— Wspaniały ma orszak ten monarcha, ale ileż w Tatrach jest wszystkich jezior?