Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/31

Ta strona została przepisana.

— To prawda, zatem słuchajcie uważnie: krzak wyrasta na cztery do pięciu stóp; kwiaty ma blado-różowe, ze słabym, delikatnym zapachem; liście pierzaste, szaro-zielone. Nie będę jej rysował, bo podobna do każdej polnej róży. Kwitnie w maju i czerwcu: wątpię, czy ją jeszcze zobaczycie kwitnącą!
Baronet, doznający już od dłuższej chwili niepokoju z powodu opóźniającego się powrotu górali wraz z karetą, zbliżył się do okna i usiłował przebić wzrokiem ciemności. Deszcz prawie ustał. Na zakręcie drogi widać było pochodnie, posuwające się powoli ku chacie, a gdy się więcej zbliżyły, można było rozróżnić sylwetkę karety, za którą toczył się duży wóz góralski.
Ponieważ godzina już była późna, na dworze ciemności coraz większe — i dalsza podróż tegoż dnia, w takich warunkach niemożebna, prosił sir Edward uprzejmego profesora, aby zapytał gospodyni, czy w blizkości niema wolnego mieszkania, gdzie możnaby znaleźć na tę noc schronienie.
Na to malarz odezwał się, że sam właściciel tej chaty pobudował o kilka kroków ztąd dom dla gości i pragnie wynająć go na całe lato; ale dom ten nie jest jeszcze gotowy, bo nie wszystkie okna oszklone, w pokojach pełno wiorów, u drzwi niema zamków, i brak jest wielu niezbędnych sprzętów. Zamienił kilka słów z gaździną i oświadczył sir Edwardowi, że jutro dom będzie zupełnie gotowy, ale dziś jeszcze nocować w nim nie można; że gospodyni oddaje „izbę czarną“, to jest tę, w której się obecnie znajdują, na sypialnię dla panów, a „białą“ po drugiej stronie domu przygotuje dla milady. Trzeba tam tylko wnieść łóżka i w piecu napalić. Służba pomieści się w nowym domu.
Baronet zgodził się na to chętnie, a malarz jął wychwalać piękne otoczenie chaty i rozległość widoku, jaki się ztąd otwiera na góry.
— A panowie gdzie spać będziecie i wasi przewodnicy?
— Przewodnicy wrócą do do Zakopanego, a my zamówiliśmy już sobie nocleg na poddaszu, na świeżem sianie.
W chwilę potem „czarna“ izba zapełniła się ludźmi.
Najprzód, ostrożnie próg przestępując, ukazała się milady z synem, czternastoletnim chłopcem, a za niemi służba i górale z gazdą na czele.
Postać pani imponowała pięknym wzrostem, pełnością kształtów, delikatną, starannie pielęgnowaną cerą i wyrazem pańskiej wyniosłości. Wyglądała conajmniej na panującą księżnę, której wyjątkowo przyszło do głowy zabawić się w zwykłą śmiertelniczkę; bo choć jej kapelusz z cienkiego popielatego filcu i jedwabny płaszczyk tego samego koloru, przedstawiały się skromnie, ale brylanty w uszach, wielkości dużego grochu, błyszczały zdaleka jak drobne gwiazdki, łamiąc się w blaski tęczowe.