Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/312

Ta strona została przepisana.
XXI.
ZACZAROWANE KLEJNOTY.

„Gra w pozłocie zielonawej,
Roztoczony wachlarz gór.
Błękitnieją na niej stawy
Jakby oczy pawich piór.“
Deotyma. Piosnka w Karpatach.

Gdy Warburton nazajutrz obudził się i wyszedł z namiotu, na niebie błyszczały jeszcze gwiazdy, we wszystkich zagłębiach skał i dolinach było szarawo, a mgły i opary czołgały się nizko po ziemi i stawały po kątach niby duchy ciemności. Tylko od strony Koszystej wstawała jasność jakaś blada, opalowa, a za nią szedł brzask bramujący złotem brzeżki obłoków i rozlewał się coraz szerzej po niebie.
Na mchu leżał gruby szron, a chłód był tak ostry, że Warburton aczkolwiek wytrzymały na zimno, sczelniej się pledem osłonił. Taki sam szary był świt i takie niebo gwiaździste i taki szron na liściach, przed wielu, wielu laty, w owym pamiętnym dniu, gdy opuszczał dom rodzinny w tajemnicy przed rodzicami przekradając się cicho jak złodziej przez dziedziniec, z tłomoczkiem na plecach, żeby go kto nie zobaczył, aż do płotu, gdzie czekał na niego jego przyjaciel — tak samo jak on, rzucający chatę rodzinną.
Tyle od tego czasu widział wschodów słońca, tyle przeżył — i niewiadomo czemu dziś właśnie tak żywo stanęło mu to przed oczy... I dla czego? O, te wspomnienia!