Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/315

Ta strona została przepisana.

Warburton uległ halucynacyi: wydało mu się że słyszy głos sygnaturki wiejskiego kościołka, wzywający na mszę poranną z nad łąk i stawów odzywające się głosy fujarek pastuszych i klekot bociana, a po nad topolami leci stado dzikich gęsi. Zobaczył zieleniejące się łany zboża i krzyż przy drodze.
— Jaki ten sir Edward niewytrzymały na zimno — myślał Strand, przypatrując wu się: — pobladł nawet trochę.
Baro et zwrócony ciągle w stronę skąd śpiew pochodził, patrzył szklanym wzrokiem w przestrzeń, a glos oddalał się coraz więcej, aż ucichł zupełnie.
Wczoraj, gdy pan strzeliłeś do głuszcza, ze szczytu Żółtej turni nad doliną Pięciu Stawów, echa długo grały, powtarzając odgłos strzału.
— A tak — odzekł baronet, budząc się jakby ze snu. Możemy się o tem przekonać: przyniosę panu fuzyę.
I wszedł do namiotu, a Strand patrząc za nim, rzekł do siebie:
— Temu człowiekowi coś jest.
Henryk oczarowany widokiem wschodu słońca i orzeźwiony rannem wstaniem, schodził coraz niżej po pochyłości Wołoszyna, upatrując róży bez kolców. Przypatrywał się mchom i porostom barwnym, na których leżał szron. Wziął z sobą puszkę pana Jakóba i kładł do niej napotkane rośliny, chcąc zrobić przyjemność swemu przyjacielowi. Jakoż poszczęściło mu się: znalazł Goryczkę przejrzystą, której duże, żółtawo-białe korony, ozdobione były błękitnemi paskami.
Mech od szronu błyszczał milionami dyamentów, a widok ten przypomniał chłopcu wszystko co słyszał o skarbach chowanych przez zbójników w rozpadlinach skał, o drogich kamieniach które garściami brać było można, o „dukatach mierzanych kotliczkiem“. Wyczytał gdzieś, że Staszyc jeszcze twier-