Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/32

Ta strona została przepisana.

— Fe, jaki tu zaduch, co za dym! — przemówiła po francusku, bo najchętniej używała tego języka. — Gdzież jest sir Edward?
— Jestem tutaj — odezwał się baronet, postępując ku niej. — Jakże się czujesz, Alicyo? Pewnie przemoczyłaś nogi, wysiadając z karety?
— Nie — odrzekła — bo górale przenieśli nas przez wodę: mnie i Fanny. Ale biedny Davy!
— Czy stało mu się co złego? — spytał zaniepokojony.
— Uparł się iść sam po kamieniach, noga mu się obsunęła i wpadł w wodę. On taki skłonny do kataru... Jerry — dodała, zwracając się do grooma — otwórz natychmiast walizkę i zmień hrabiemu Davy obuwie.
— Nic nie szkodzi; nie umiera się na katar — odrzekł baronet. — Wstyd byłoby, żeby taki duży chłopiec kazał się nosić przez wodę, sięgającą do kostek.
Milady przygryzła usta.
— Zdaje mi się, że my wszyscy przypłacimy zdrowiem tę podróż — powiedziała, siadając na krześle które jej podano, i wyciągając w kierunku ognia nogi obute w półbuciki ze złoconej skórki. — Cały dzień wczoraj i dzisiaj, deszcz. Co za szkaradny kraj!
— Miałaś czas przyzwyczaić się do deszczów w Anglii — rzekł zimno baronet. — Samej sobie przypisz winę, że się tu znajdujesz. Przypomnij sobie, żem ci to wszelkiemi siłami odradzał.
Słaby rumieniec wybił na twarz lady Alicyi.
— Twój własny lekarz nawet radził ci twoje ulubione Włochy.
Uwaga ta została bez odpowiedzi.
— Trochę cierpliwości, milady — przemówił pan Walter, którego już znamy, guwerner chłopca. — Kraj jest piękny, zdrowy, a deszcze nie ciągle padają.
Ale milady nie raczyła nawet okazać, że zauważyła te wyrazy. Zaczęła znowu narzekać na zaduch, i zwilżywszy chustkę zawartością flakonika, który jej podała towarzyszka, przyłożyła ją do nosa. W izbie rozszedł się ostry zapach eteru: górale nie przyzwyczajeni do specyfików tego rodzaju, jeden po drugim zaczęli kichać. Bawił ich wielce widok tych gości zamorskich, więc przyglądali im się ciekawie — a temu, co milady przeniósł przez wodę, snać musiała się wydać trochę cięższą niż piórko, bo rękawem pot z czoła ocierał.
— Czy długo będziemy tutaj odpoczywali? — spytała pani, zwracając się do baroneta.
— Do jutra — odrzekł. — Bardzo mi to przykro, ze względu na ciebie, bo co mnie, zadowolony jestem z tej gospody. Są tutaj trzej turyści z Zakopanego i mówią, że tam jest bardzo liczny napływ gości; a my nie mamy zamówionego mieszkania.