Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/329

Ta strona została przepisana.

— Biedny człowiek! — szepnął chłopiec z westchnieniem — a jednak te wszystkie miliony nie mogą mu dać szczęścia!
— Jego Miłość prosi na obiad — odezwał się Jerry, ukazując się we drzwiach namiotu.
— Do widzenia Henryku — rzekł Jakób wstając, a chłopiec znużony długą rozmową, przymknął oczy.
Warburton zauważył przy obiedzie, że Dawid jest dziwnie chmurny i roztargniony. Odpowiadał monosylabami i jeść nie chciał, pomimo że dziadek łaskawiej się do niego odzywał, niż zazwyczaj. Walter widział nawet że chwilami połykał łzy. Ale gdy baronet kazał mu aby ranionego odwiedził, wstał posłuszny i udał się do namiotu.
Nim wszedł, stał przez chwilę u wejścia i patrzył: Henryk leżał na posłaniu dziadka, zajmował jego miejsce, a widok ten wzburzył wszystką krew apatycznego chłopca. Ugryzł go wąż zazdrości. I gdy Henryk, zbudzony szelestem, uśmiechnął się na widok Dawida, a zapomniawszy o okazywanej mu niechęci, przyjaźnie wyciągnął do niego rękę, mały hrabia zaledwie jej dotknął końcami palców.
— Dziadek mi kazał tu przyjść — odezwał się, tłumiąc gniew — więc jestem mu posłuszny, ale wiedz że nie uczyniłbym tego z własnej woli. Zresztą, i ty zapewne nie dbasz o niczyją uprzejmość, wobec jawnie okazywanych względów Jego Miłości, pana na Rochdale.
Henryk poczerwieniał. Czuł instynktownie, że w słowach Dawida kryje się jakaś złośliwość, ale nie dorozumiewał się intencyi, ani odgadywał do czego zmierza.
— Nie wiem co chcesz przez to powiedzieć — odrzekł, podnosząc się na łokciu — proszę się jaśniej tłomaczyć.
— Doprawdy? — podchwycił z ironią Davy — widzę że Polacy są bardzo niedomyślni! A jednak dla nikogo z uczestników wyprawy nie jest tajemnicą, że sir Warburton obdarza cię łaską wyjątkową.
Wyraz „łaska“ ubódł do żywego dumnego chłopca.
— Co pan chcesz powiedzieć przez ten wyraz „łaska?“ — zapytał drżącym głosem. — Sir Edward jest dla mnie bardzo dobrym i umiem cenić przyjaźń, którą mi ofiarował, ale „łaski“ jego nie potrzebuję.
Mały hrabia jął się śmiać złośliwie.
— Przyjaźń! ha, ha, ha! dobry sobie! Przyjaźń jednak wielkiego pana, mającego ćwierć miliona funtów rocznego dochodu, coś znaczy dla takiego jak ty hołysza.
— Więc przypuszczasz... że ja... staram się....
— Wkraść w jego łaskę? A naturalnie! Ten bohaterski czyn z niedźwiedziem w grotach doliny Kościeliskiej, to szukanie róży bez kolców, ta przygoda z orłem, wszystko jest obliczone na to, żeby stary...