Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/33

Ta strona została przepisana.

— Piękna perspektywa! — szepnęła przez zęby.
— Zatem musimy tutaj zanocować. Sama wreszcie rozumiesz, że niepodobna szukać mieszkania po nocy i w taką ulewę, w miejscowości nieznanej.
— Ależ niemożna przecie spędzić nocy w tej okropnej izbie! Niech Jerry i Jack wezmą ludzi z pochodniami i szukają! Jest jeszcze dość wcześnie, a niepodobna, żeby nie znaleziono jakiegoś przyzwoitego schronienia!
— Nie — odrzekł sir Edward tonem niedopuszczającym dalszych uwag — zostaniemy tutaj. Gospodarz ma drugą, większą izbę i zgodził się nam ustąpić. Kazałem ją przygotować i ogrzać, i mam nadzieję że ci w niej tak bardzo źle nie będzie!
— Dziękuję, sir — rzekła ozięble. — A pan?
— Ja tutaj pozostanę.
Milady spuściła oczy. Przestała ona już protestować przeciwko dokonanym faktom, tylko jęła się uskarżać na zimno w nogi. Fanny więc, młoda dziewczyna, w starannym, lecz pełnym prostoty ubiorze, podsunęła jej pod nogi futro z białych angorskich kóz, objęte czerwonem suknem.
— Doktorze — szepnął malarz do towarzysza — gdyby ta chciała mi pozować, zrobiłbym z niej Bonę Sforzia. Patrz tylko co za wymowna, niema gra wyrazu twarzy! Wrodzona gwałtowność powściągana siłą woli i jakby jakąś ukrytą pobudką, mającą cel określony i wyrozumowany. Twarz interesująca nietylko dla malarza, ale i dla psychologa.
— Ja tak głęboko nie sięgam; widzę tylko okazały typ anglosaksoński.
— O nie, nie, to nie jest Angielka, przysięgłbym! Angielki nie noszą klejnotów w podróży, a przytem akcent jest czysto francuski.
— Davy, moje dziecko czy ci nie zimno? — przemówiła milady, szukając oczyma syna, który zmieniwszy zamoczone obuwie na białe filcowe pantofle, zbliżył się także do ognia.
— Nie, mamo — odrzekł, rzucając lękliwe spojrzenie w stronę dziadka — ale jestem zmęczony i głowa mnie boli.
A nachyliwszy się do ucha matki, szepnął tak żeby sir Edward nie słyszał.
— Widziałem, że szykują dla nas pokój tam, po drugiej stronie. Chciałbym, żebyśmy stąd jak najprędzej wyszli. Tak tu duszno!
— Dziadek pewnie każe ci spać przy sobie — odrzekła cicho...
Davy był dużym chłopcem, bardzo podobnym do matki, z tą jednak różnicą, że matka była piękną, a syn niemal brzydkim. Rysy wprawdzie miał kształtne, ale oszpecone wyrazem znudzenia. Twarz