Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/331

Ta strona została przepisana.
XXII.
PRZYGODA WARBURTONA.

„O wieczorze trzoda wraca,
Postrachami, ćmi się las.
Przy ognisku siedzi baca
Złote guzy wbija w pas.“
Deotyma. Piosnka w Karpatach.

Godziny mijaly, a profesor nie wracał. Noc zapadła, a choć niebo iskrzyło się milionami gwiazd, choć góry ukazywały się W cudownem oświetleniu księżycowem, przysłaniane raz po raz gazą obłoków przejrzystych, nikt nie został pod golem niebem, nawet Witold, choć odczuwał piękno natury jako człowiek ukształcony i jako artysta. Wszyscy strudzeni chodzeniem i doznanemi wrażeniami, przespali noc całą jak zabici. Spodziewano się Stranda zrana na śniadanie, ale nie przybył. Czekano do południa, wstrzymywano się z obiadem, wreszcie wszyscy przyszli do przekonania, że poszedł inną drogą do Morskiego Oka. Warburton żałował niezmiernie, iż ubył mu miły towarzysz podróży, ale sam przyznał, że niema co czekać dłużej, zwłaszcza iż Henrykowi rana nie dolegała i oświadczył, że może puścić się w drogę. Zwinięto namiot, spakowano bagaże, baronet jednak zwlekał aż do zachodu słońca,