Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/342

Ta strona została przepisana.

Widział, jak doktór wziąwszy płonącą drzazgę z ręki juhasa, odpiął guzik koszuli baroneta pod szyją, obejrzał ranę — i słyszał jak mówił że pomoc przyszła w samą porę, bo chwila jeszcze, a ryś mógł przegryźć arteryę, do czego brakowało tylko kilku sekund. Uczuł się dumny i szczęśliwy, że miał sposobność odwdzięczenia się temu, co go uratował ze szponów orła. A teraz odejdzie, nie czekając podziękowania, i mały hrabia nie będzie mógł powiedzieć, że usiłuje się wkraść w łaski jego dziada!
I trzymając się cienia padającego od skał, przesuwał się zwolna ku szałasowi, w którym nocował z Witoldem i Jakóbem, ale dojrzało go bystre oko sir Edwarda, który pochwycił go za rękę.
— Doktorze — zawołał — obejrzyj rękę tego dziecka: on musi być raniony! Co to znaczy Harry, dlaczego się kryjesz?
A gdy Jakób obejrzawszy rękę chłopca oświadczył, że skaleczenie jest nic nie znaczące, baronet zapytał:
— Powiedz mi młodzieńcze, jak się to stało, żeś mi przybył z pomocą?
— Usłyszałem dwa wystrzały, a wiedziałem że nikt prócz waszej Miłości i pana Witolda, nie ma fuzyi przy sobie; pan Witold zaś spał z nami w szałasie, Przypuszczałem jakiś wypadek i...
— I przybiegłeś najpierwszy... i miałeś odwagę z gołemi rękami rzucić się na drapieżnego napastnika, broniąc mnie! O Harry, jesteś prawdziwym mężczyzną! Dziękuję ci.
I uścisnął mocno dłoń chłopca. Miał gorące pragnienie przycisnąć go do piersi, ale je powściągnął. Zbyt wielu było świadków tej sceny, a przytem... zaczynał się lękać sam siebie.
Henryk szalał z radości: spełniło się to, czego zawsze najgoręcej pragnął: był mężczyzną, tytuł ten głośno mu przyznano.
Chciał odpowiedzieć, ale niespodzianie spotkał się ze wzrokiem Dawida, który w tej chwili stanął obok dziadka. Zbudzony ze snu wystrzałami, zdjęty ciekawością, przywlókł się teraz za innymi i pewnie świadkiem był ostatniej sceny. Słowa zamarły Henrykowi na ustach: odwzajemnił milczącym uściskiem dłoni za uścisk, i cofnął się.
Zaciągnięto rysia do ogniska szałasu, i wszyscy podziwiali jego piękne centkowane futro, pendzelki oryginalne na uszach i ogonie, oraz jego podobieństwo do kota. Górale i juhasy chwalili odwagę i przytomność umysłu Henryka, a Davy słuchając tego, gryzł wargi niecierpliwie. Śledził on każdy ruch dziadka, i żadne spojrzenie skierowane w stronę chłopca, nie uszło jego uwagi. Matka rzuciła mu w duszę ziarno podejrzenia, i ziarno to bujnie teraz kiełkowało. Przyznawał swemu rywalowi odwagę, podziwiał go nawet, ale go niecierpiał.
Doktór mówił o zajadłej naturze rysia: