Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/345

Ta strona została przepisana.
XXIV.
W DRODZE DO WODOGRZMOTÓW.

„Konwie stoją pod szałasem;
Niby w lilijach, mleko w nich.“
Deotyma. Piosnka w Karpatach.

Sir Edward miał nadzieję, że profesor znajdzie się w dolinie Pięciu Stawów i razem pójdą w dalszą dro bo tędy był główny gościniec do Morskiego Oka, ale nadzieja ta omyliła, Minął ranek, nadeszło południe, a uczonego Stranda nie było. Warburton okazywał pewne zaniepokojenie, ale uspokojono go zapewnieniem, że przewodników wziął wytrawnych, więc nic złego stać mu się nie może.
Już mieli wyruszać w dalszą drogę, gdy zwrócił ich uwagę tentent wbiegających owiec. Asystowali więc przy udoju i byli świadkami wyrobu sera. Przypatrywali się jak baca mleko z gieletów[1] wylewał do wielkiej stągwi, cedząc je przez płachtę nakrytą gałązką smereczyny, co mu odrębny nadawało zapach; jak wlewał do niego jakiś mętny płyn wygotowany z cielęcego żołądka, mającego własność ścinania mleka, a poczekawszy czas jakiś, obmył w wodzie ręce, obrosłe czarnym długim włosem i zanurzył je w mleku po łokcie. Przed bacą stał miody chłopak, trzymając za dwa rogi płachtę przypiętą do pasa. I on, i baca,

  1. Naczynie drewniane z pałąkiem, służące do dojenia owiec.