Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/346

Ta strona została przepisana.

i goście, przyglądający się tej czynności, głębokie zachowywali milczenie. Nareszcie Warburton z uśmiechem rzekł do Witolda.
— No, nie bardzo to apetycznie wygląda i chyba pański przyjaciel i entuzyasta, posiadający zarazem talent Hogartha i Rembrandta, nic już poetycznego w tem nie znalazł.
— Przeciwnie, sir — odrzekł Witold — Witkiewicz utrzymuje, że chwila w której baca zanurza ręce w mleku, jest chwilą uroczystą. Gdy się to działo w jego obecności, wydawało mu się, że ten stary, z łysem czołem człowiek, okryty skórą białej owcy, z mosiężną dziwnego kształtu spinką na piersiach, odprawia jakiś tajemniczy obrządek, a młody służy mu do niego. I dodał: „Kto zgadnie, czy w nim samym ta nagła przemiana zachodząca w mleku, to powstawanie sera, nie przedstawia się jako zjawisko cudowne, którego przyczyny leżą poza kresem ludzkiej wiedzy!“ A gdy baca wydobył z kotła ogromną bryłę śnieżystego sera, wydała mu się ona na tle czarnego osmolonego wnętrza chaty, jak „jasny krąg księżyca.“
— W tem oświetleniu rzeczywiście obraz inaczej się przedstawia — powiedział baronet. — Co to jest być poetą!
Baca istotnie wydobył w tej chwili bryłę sera, włożył ją w płachtę, trzymaną przez chłopaka i zawiesił żeby ociekła, a wziąwszy czerpak poczęstował gości świeżą żętycą. Pili ją wszyscy prócz Dawida, który zaledwie dotknąwszy ustami, odsunął napój ze wstrętem. Tymczasem