Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/351

Ta strona została przepisana.

Wszyscy śmiać się zaczęli.
— A czy wasza Miłość miałby za złe profesorowi, gdyby...
— Gdyby co?
— Gdyby się ożenił?
— Ach, winszowałbym mu pierwszy — powiedział śmiejąc się — ale to rzecz tak nieprawdopodobna, że i myśleć o tem niema co!
— Może to położyłoby kres jego ustawicznym roztargnieniom, gdyby znalazł się przedmiot skupiający stale jego uwagę. Pewnie nie wybrałby się więcej w drogę bez rondelka do gotowania bulionu — odezwał się Jakób. — Ja tak samo jak sir Edward, nie jestem skłonny do takich przypuszczeń, ale przyznaję, że zachowanie się profesora czasami było dziwne. Fakt jest, że na wzmiankę o kolorze błękitnym, okazywał zaniepokojenie i wkrótce potem zawsze szukał samotności. Opowiadałem przecież panom, że wczoraj widziałem jak stojąc nad rozpadliną skalną, w której Henryk widział zaczarowane klejnoty, sięgnął ręką do kieszeni, jakby chcąc z niej wyjąć jakiś przedmiot i obejrzał się, a widząc że nań patrzę, cofnął rękę, tak samo jak wtedy na hali Królowej, i zaklął.
— A co! — zawołał tryumfująco Witold.
— Co? Strand! ten łagodny człowiek? — zapytał Warburton, niedowierzając własnym uszom.
— Tak, ten łagodny, zaklął potężnie!
— Moi panowie — odezwał się baronet — to co pan Jakób mówi, nie zgadza się z tem co utrzymuje pan Witold. Gdyby profesor nosił w kieszeni jakąś... dajmy na to, pamiątkę, nie chciałby jej rzucać w rozpadlinę skalną.
— Ja też nie powiedziałem że ją chciał rzucić, tylko sądzę, że...
— Że co?
— Że chciał spojrzeć na przedmiot, należący do damy jego myśli.
— Nie — zawołał Warburton — nie róbcie z niego średniowiecznego rycerza! Ja sobie przypominam, że gdy Strand w drodze do Czarnego Stawu zapuścił rękę w kieszeń, szukając zapałek do cygara, które mu wtedy ofiarowałem, cofnął ją natychmiast z takim wstrętem, jakby się dotknął gadu jadowitego. Czy nie prawda, panowie? — zapytał zwracając się do Waltera i Jakóba.
Obaj przyznali, że tak było rzeczywiście — i że w całej tej sprawie jest coś niezrozumiałego. Warburton zrobił przypuszczenie, że ktoś poprostu figla urządził profesorowi z tą wstążką, ale nie wiedział kogo podejrzewać.
Górale spoglądali po niebie, nie dobrze tusząc o pogodzie, bo białe jak wata obłoczki snuły się po niem i rozdzierały o szczyty: że jednak między niemi widne były duże szmaty błękitu, więc jakoś nie