Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/359

Ta strona została przepisana.

— Panie profesorze — uspakajał go doktór — nie rozpaczaj pan, rzecz jest do powetowania. W tej chwili istotnie nic nie znajdziemy, ale jutro rano będziemy szukali. A gdyby poszukiwania nasze nie zostały uwieńczone skutkiem, lub słoik okazał się stłuczonym, pański przewodnik pójdzie do Dwoistego i przyniesie panu powtórnie ten cenny okaz.
Słowa te ukoiły nieco boleść profesora: dał pokój bezużytecznemu szukaniu i z rezygnacyą szedł w raz z innymi do schroniska. Obrokta mimo mgły zaczął grać Orawskiego marsza, i przy dźwiękach muzyki wstąpili na ganek położonego tuż nad wodą schroniska, po omacku, nie widząc prawie jeden drugiego. Było tam ludno i gwarno: goście siedzący przy stołach, różnemi mówili językami, a najwięcej po czesku