Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/363

Ta strona została przepisana.

niedawno się spalił, i teraz turyści znowu po dawnemu w schronisku nocują. Wykwintną lady, całe to otoczenie napełniało wstrętem i słabo jej się robiło od zapachu owczej skóry, wydzielającego się z przemokłych serdaków, parujących przy ognisku, a dla uszów nieznośnym był gwar rozmów, wołania, śmiechy, bieganina przewodników — i góralska, rozdzierająca uszy muzyka.
Szczęśliwym trafem, prócz lady Chester i jej towarzyszki Fanny, nie było żadnej innej damy tego dnia przy Morskiem Oku; cała więc jedna izba mogła być do jej rozporządzenia, a Fanny postarała się ją, o ile to było możliwe, przyozdobić. Stała tam już srebrna podróżna gotowalnia, ława była okryta kocem, a tapczan skórą białych kóz angorskich, z którą milady nie rozstawała się w podróży. Część stołu nakryto cienką białą serwetą, a ze srebrnej maszynki spirytusowej unosiła się przepyszna woń kawy. Lady Chester potrzebowała koniecznie ulubionym napojem wzmocnić nerwy. Ofiarowała filiżankę sir Edwardowi, zapraszając też przez grzeczność jego towarzyszy, ale nie skorzystali z zaproszenia, tłomacząc się że już kazali przygotować sobie herbatę. Z rozmowy dowiedzieli się, że milady przybyła do Morskiego Oka na dwie godziny tylko przed niemi i widziała jeszcze niezasłonięte mgłą jezioro, ale nazwała je w rozdrażnieniu dziurą i wyraziła zdumienie, że ludzie odbywają do tej dziury tak utrudzające pielgrzymki.
Sir Edward przedstawił lady Chester Henryka. Jej lordowska mość na ukłon chłopca odpowiedziała zaledwie dostrzegalnem, protekcyonalnem skinieniem głowy i wziąwszy lornetkę, przypatrzyła mu się uważnie. Inaczej wyobrażała sobie pogromcę niedźwiedzia: w tym szczupłym, bladym chłopczyku, skromnie trzymającym się na uboczu, licho odzianym, nie było nic bohaterskiego — nic takiego z czego mogłaby się obawiać rywalizacyi dla swego syna. Nie wyglądał też na intryganta. Gdy lornetkę odjęła od oczu, twarz jej nieco poweselała.
Towarzysze baroneta pożegnawszy milady, cofnęli się do drugiej izby, a sir Edward wypiwszy kawę oddalił się także i matka została sam na sam z synem. Wtedy Davy zachowujący dotąd spokój, wybuchnął.
— O, mamo! czemu mama nie kazała mnie hartować? Czemu ja nie umiem znosić trudów i niewygód jak inni? Dlaczego jestem tchórzem? Czemu mi się kręci w głowie, gdy patrzę w przepaść? O, mamo, mamo, gdyby mama wiedziała, ile ja znosiłem upokorzeń, ile się nałykałem wstydu! Nawet górale śmieli się z mego niedołęstwa. Ten przybłęda był zręczniejszy, wytrwalszy i mężniejszy odemnie, i lepszy nawet... tak mamo, lepszy, bo ja go skrzywdziłem, a on się nawet nie poskarżył przed dziadkiem! Ubogie to, licho ubrane, ale dumne jak książątko, i zdaje się niedbać o nic, nawet o łaskę starego!