Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/366

Ta strona została przepisana.

i to go strasznie upokorzyło. Należał do tych natur spokojnych i flegmatycznych, które rzadko unoszą się gniewem, ale gdy im się to nareszcie zdarzy, bywają wtedy straszne. Taka chwila przyszła na niego. Ale bo też co za przewrotność! Wiedzieć o katastrofie i pytać się z uśmiechem kłamanego współczucia, co mu jest! O, te kobiety, te kobiety! co za wcielenie fałszu i obłudy!
Fanny nie dała za wygranę. Jęła się dopytywać Dawida i dowiedziała się o przyczynie złego humoru profesora, a dowiedziawszy się, przebaczyła mu z całego serca jego porywczość — choć pozornie, aby go ukarać, udawała jeszcze obrażoną; bawiły ją zwłaszcza jego nieśmiałe spojrzenia, w których wyczytać było można wyrzut sumienia. Ułożyła ona sobie szlachetną zemstę. Rozpytawszy się dokładnie, w jakiem mniej więcej kierunku upadł słoik, postanowiła nazajutrz czynić poszukiwania na własną rękę. A nużby jej się udało znaleść Branchiopoda całego i żywego... co za tryumf! Co za upokorzenie dla biednego uczonego, że zostałby pokonany przez niewiastę!
Oprócz Davego, na ten raz przekładającego sen nad kolacyę, wszyscy uczestni wyprawy zasiedli w drugiej izbie do stołu, gdzie kucharz Jack, podał na wieczerzę Lipienie duszone z włoszczyzną, obłożone kartofelkami i Pstrągi na sposób tatrzański w cieście smażone, które wybornie smakowały zgłodniałym wycieczkowiczom. Potem wniósł na dużym półmisku wspaniałego Łososia, złowionego w Morskiem Oku, z sosem tatarskim. Warburton okazał zdziwienie na widok tej wykwintnej potrawy!
— Co widzę? — zawołał — morska ryba tutaj! Zbyt wielka odległość tego zakątka górskiego od morza i brak kolei żelaznej, nie pozwala przypuszczać aby została zkąd inąd sprowadzoną, zwłaszcza