Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/381

Ta strona została przepisana.

Tu opowiedział Warburtonowi legendę o Morskiem Oku, której tenże wysłuchawszy, rzekł:
— Legenda ta ma w sobie dużo poezyi i jest wysoce tragiczna, jak zresztą całe otoczenie tego jeziora i cała droga od Pięciu Stawów. Niewątpliwie działy się tu niegdyś straszne rzeczy pod działaniem ognia i wody, ale w osnowie legendy krystalizują się pięknie pewne uczucia, pewne pojęcia tego ludu. Teraz gdy ją znam, zdaje mi się że Mnich ten kamienny naprawdę ludzkie ma kształty, i że ziemia wasza patrzy na mnie wymownemi oczyma swych jezior.
— Liczba tych jezior coraz się zmniejsza. Sto lat temu jeszcze Staszyc widział za Mnichem staw Czarny, z którego dzisiaj pozostała tylko martwa kotlina, niby, „oczodół po wyłupionem oku“, jakby powiedział Witkiewicz. Takich oczów bez źrenicy jest więcej w Tatrach.
— O jaką to granicę Węgry spór z wami wiodą?
— O Morskie Oko.
— Zatem o to jezioro!
— Tak, środkiem chcą przeprowadzić granicę. W sprawie tego kawałka gruntu, nieraz już krew się polała. Węgrzy budowali schroniska na spornym gruncie, a górale rozbierali je: bywały bójki z żandarmami węgierskiemi i niejeden padł trup.
— Cóż będzie dalej?
— Sprawa oparła się o parlament i ma pójść pod sąd polubowny. Prawa nasze opierają się na starych dokumentach, jakich przeciwnicy nie mają. Rozjątrzenie na Węgrów jest ogromne.
— Dla czego Morskie Oko zowie się jeszcze Rybiem?
— Dlatego że się w niem ryby poławiają. Ale tam oto pod Rysami jest drugie jezioro, zwane Czarnym Stawem; idzie się do niego kwadrans pod górę. Jest ono zupełnie martwe; żadne istoty żyjące nie zaludniają jego wód. Czy wasza Miłość życzy sobie je zobaczyć?
— Ależ naturalnie, moi panowie: toż to wielka osobliwość! Gdybym poprzestał na Rybiem, byłbym w położeniu tych, co będąc w Rzymie, nie widzą Papieża.
— A więc po śniadaniu siądziemy na tratwę i popłyniemy do drugiego brzegu?
— Dobrze. Ale gdzie to jest profesor...
Urwał. Rozległ się huk wystrzału.
— Co to jest? — zapytał, marszcząc brwi. — Komu przyszło do głowy kłócić spokój tak pięknego poranku?
Witold dostrzegł na drugiem brzegu jeziora lekki dymek, unoszący się nad wodą i coś przytem pluskającego, co potem znieruchomiało i rzekł: