Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/388

Ta strona została przepisana.

skarby, nie koniecznie zaklęte, ale rzeczywiste, pod postacią kruszców i minerałów, które z czasem dopiero zostaną odkryte.
Witold uśmiechnął się z goryczą i zacytował wiersz Mrozowickiej:

„Bogataś ziemio nasza,
Oj bogata!
Złotą się strzechą świeci
Każda chata;
Szmaragdy cichych lasów —
Wód kryształy —
Kwiatów dyademy żywe
Cię przybrały.
A pereł masz najwięcej,
Jasna pani;
Z ócz naszych tobie płyną
W ciągłej dani!“

Warburton słuchał: snać niski, melodyjny głos Witolda sprawiał mu przyjemność, bo słów w obcym dla niego mówionych języku, rozumieć nie mogł. Walter zapytał go o cóś, ale zamyślił się tak bardzo, że go nie słyszał. Utkwił wzrok nieruchomo w wody jeziora i nie uważał, że cygaro zgasło mu zupełnie. Muzyka zaczęła stroić instrumenta, a Warburton przeniósłszy wzrok z powierzchni wody na brzeg jeziora, zatrzymał go na jakimś przedmiocie i wskazując ręką w tym kierunku, zapytał.
— Czy to nie profesor Strand? Patrzcie panowie! Zdaje mi się, że wyszedł ze schroniska i idzie brzegiem.
— Nie — odrzekł Jakób — profesor nie nosi góralskiego kapelusza z czerwonem piórem, ani cuhy.
— To Sabała! — zawołali górale.
— Sabała? — zdziwił się baronet — więc on tu jest? Nic o tem nie wiedziałem!
— Przyszedł dziś w nocy, a teraz idzie pod skałę mówić pacierz.
— A prawda — powiedział Walter — klęka, zdejmuje kapelusz i ciupagę kładzie przy sobie na ziemi. Przeżegnał się.

— Sabała jest po swojemu nabożny — rzekł Jakób — i po swojemu pojmuje Pana Boga. Wyobraża Go sobie jako bogatego gazdę, a podobieństwo to doprowadza do najdrobniejszych szczegółów. Pan Bóg według Sabały ma ubranie góralskie, a więc nosi też torbę góralską, a w niej składak[1], ma w niebie chałupę całą cyfrowaną, z ławami po pod

  1. Nóż składany.