Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/40

Ta strona została przepisana.

kowej altany, pokrytej pnącemi różami, dokąd mnie sir Edward zaprowadził, prosząc bym rzucił okiem dookoła. Gdy spojrzałem na to królestwo róż w całym jego przepychu i wspaniałości, przypomniały mi się naprawdę bajki Szecherazady. Począwszy od kwiatów ciemny czerwonych, prawie czarnych, z aksamitnemi płatkami, idzie kolejno cała gamma kolorów aż do białej. Cudowne są pasy róż złocistych, herbatnich, zlewające się z bladoróżowemi przez różę La France, której płatki mają obu tych barw odcienie. Prześliczne są też pasy róż paskowanych i nakrapianych. Możecie panowie sobie wyobrazić, co za zapach jest w tem królestwie róż, gdy przyjdzie pora kwitnienia! Już zdaleka podróżny czuje, że zbliża się do Rochdale! Gatunki i odmiany nie wytrzymujące klimatu angielskiego, są hodowane w cieplarniach dotykających pokojów zamkowych.
— Jestże to tylko pańska fantazya, czy manija dziwaka — zapytał doktór?
— Może prawdziwe zamiłowanie, złączone z celem praktycznym — zauważył malarz.
— Sir Edward jest naprawdę wielkim róż miłośnikiem — rzekł Strand — ale szkółki jego Rosarium dostarczają róż całej niemal Anglii.
— To się zwie połączyć przyjemne z pożytecznem — zadecydował doktór. — Teraz już mniej się dziwię, że szuka w Tatrach róży bez kolców.
— A jednak... — zaczął profesor i uciął nagle.
— Co takiego? — zawołali obaj jednocześnie, uderzeni szczególnym tonem jego słów. — Powiedz pan, co masz na myśli?
— Eh, nic... — odrzekł, zbywając — tak sobie... powiedziałem wyraz bez znaczenia.
Doktór, trzymający ciągle w ręku notatnik z sylwetką głowy sir Edwarda, odezwał się po chwili milczenia.
— Ten pański baronet musiał się wychowywać zagranicą.
— A to dlaczego? — zapytał Strand zdziwiony.
— Akcent jego nie jest czysto angielski.
— Co za przywidzenie!
— Znam ten język, przebywałem czas jakiś w Anglii... Gdy mówi, czuję w dźwiękach jego głosu coś nieokreślonego, coś... że się tak wyrażę, obcego. W mowie rodowitych Anglików przeważa ton gardłowy; akcentują oni ostro, wydatnie, jak gdyby jednę zgłoskę od drugiej odrywali, całość więc brzmi szorstko, chropowato, a mowa baroneta jest gładka, dźwięki nie tak silnie z gardła wyrzucane.
— Zdaje się, że lata dziecinne spędził w Szkocyi... — wtrącił Strand.
— Ja tam na takich subtelnościach lingwistycznych się nie znam — powiedział malarz — więcej mnie interesuje strona moralna