Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/408

Ta strona została przepisana.

prysami. Doktór poszedł brzegiem z góralami i zrobi wszystko, tylko będzie trzeba. Reszta jest w mocy Boskiej: trzeba czekać!
Warburton milczał. Czekać, stojąc bezczynnie z założonemi rękami, gdy tam ktoś drogi jego sercu jest w niebezpieczeństwie... to nie tak łatwo, jak się zdaje! Nie wypowiedział jednak głośno tego, co myślał. Zrobił tylko uwagę, że wiatr się wzmaga i dodał po chwili:
— Wyślij jeszcze dwóch górali, Walterze. Niech idą prawym brzegiem, póki się nie spotkają z tamtymi co wyszli z doktorem. A każ im wziąść pochodnie!
Walter spełnił niezwłocznie ten rozkaz, choć uważał go za zbyteczny, wobec wyprawy doktora idącego lewym brzegiem.
Gdy ta rozmowa toczyła się na ganku, lady Alicya wzburzona do najwyższego stopnia, z wypiekami na twarzy, przebiegała izbę wzdłuż i wszerz. Oczy jej błyszczały gorączkowo, a z ust padały oderwane wyrazy.
— To nadzwyczajne! niesłychane! żeby tak troszczyć się o obcego, niedawno poznanego chłopaka, choć wszyscy mu z kolei powtarzają, że jest pod dobrą opieką, że nic mu się nie stanie. Sir Edward go kocha, to widoczne! O, ja znam, znam tę twarz marmurową, i nieodgadnioną jak księga zamknięta. Patrzę na nią już od lat tylu, i nauczyłam się w niej czytać. Widziałam jak przebiegł po niej spazm bólu, gdy patrzył na jezioro... I ktoby się tego był spodziewał po tym twardym i niedostępnym człowieku!.. A, mały intrygant! — wyszeptała przez zaciśnięte wargi — jakże głęboko wkradł mu się do serca!
Davy słuchał w ponurem milczeniu wybuchów matki: Fanny odważyła się przemówić, że chłopiec nie wygląda na intryganta, ale lady przerwała jej gniewnie, tupnąwszy nogą:
— Nie broń go! Może on temu nie winien, może jest nawet szlachetny, ale ja matką jestem i cierpię!... Cierpię, że sir Edward, który miał zastąpić ojca Dawidowi, pokochał dziecko nie moje!
I wznowiła znowu swoją wędrówkę po izbie, powtarzając:
— W tem coś jest.. w tem coś jest!
Zagłębiwszy się w myślach, przypomniała sobie różne rzeczy, różne drobne na pozór okoliczności, na które w swoim czasie nie zwracała uwagi, a które teraz w jej oczach nabierały znaczenia; wątek myśli snuł się coraz dalej, przypuszczenia nabierały cech prawdopodobieństwa, a drobiazgi rosły do wielkich rozmiarów. Ten powzięty nagle zamiar podróży w Tatry, dla szukania róży bez kolców... — tu zaśmiała się ironicznie — ta zwiększona niechęć do Davego i zapowiedź oddania go bezwłocznie do Eton, to wreszcie okrutne oświadczenie, że nie posiada nic, prócz tytułu i zamku myśliwskiego...