Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/410

Ta strona została przepisana.

Ale młodzieniec, który już stracił nadzieję, jął przedstawiać baronetowi, że jego obecność opóźni tylko odszukanie zaginionych, bo przewodnicy będą sobie uważali za obowiązek przedewszystkiem czuwać nad bezpieczeństwem jego osoby. Ten wzgląd skłonił go do odstąpienia od zamiaru. Kazał jednak góralom oznajmić przez Waltera, że sto funtów nagrody otrzyma ten, kto odnajdzie tratwę i przyprowadzi do schroniska. Wysokość nagrody wprawiła w zdumienie wszystkich, a zwłaszcza lady Alicyę, do której zaraz doszła ta wiadomość.
Wszyscy górale, ilu ich było w schronisku, ruszyli na poszukiwania z Sabałą na czele. Teraz światełka pochodni migotały znowu na obu brzegach. Wołano, strzelano z fuzyi, nareszcie wszystko ucichło. Warburton, któremu już było za chłodno na ganku, wrócił do izby i siadłszy przy oknie, pił herbatę w milczeniu. Świt szary tak go zastał.
Gdy pierwsze brzaski dnia pozwoliły dojrzeć jezioro i zarysy otaczających go skał, wyszedł na ganek z przyjaciołmi. Powierzchnia wody była spokojna, gładka jak atłas, nigdzie śladu tratwy ani ludzi... cisza przerażająca i pustka. Nareszcie rozległy się miarowe odgłosy uderzenia siekier w drzewo, a po krótkiej przerwie dźwięki wesołe orawskiego marsza.
— To gęśliki Sabały — rzekł Walter — dobry znak!
Po prawej stronie jeziora jest kilka małych skalistych zatok: z po za jednej najgłębszej, od strony Mnicha, ukazała się tratwa napełniona ludźmi, a wiosła pruły szybko powierzchnię jeziora. Warburton podniósł lunetę do oczu i dojrzał między płynącymi Henryka i Jakóba, ale profesora nie znalazł. Napróżno zatem szukano go wczoraj z narażeniem życia.
Wszyscy wylegli na ganek: Polacy, Węgrzy, Czesi, miss Fanny, nawet lady Alicya się zjawiła — nareszcie posłyszano plusk wioseł, a potem uderzenie o brzeg. Henryk wyskoczył najpierwszy i znalazł się odrazu w objęciach sir Edwarda, który wyciągnął do niego ramiona.
— Doprawdy, sir — zabrzmiał tuż przy nim głos lady Alicyi drgający nietajonem wzburzeniem — tak się pan troszczysz o tego chłopa, tyle mu okazujesz dobroci, że możnaby myśleć iż to jest pańskie dziecko!
— Tak jest — odrzekł po angielsku — nie omyliłaś się pani, moje dziecko, moja krew!
Był to za silny cios dla kobiety, żyjącej tylko jedną myślą — zapewnieniem dziedzictwa synowi. Spojrzała błędnym wzrokiem na baroneta, zachwiała się, wyciągnęła obie ręce do klamki drzwi wchodowych, lecz nie zdążyła ich uchwycić i padła bez zmysłów na ręce Fanny.
— Doktorze — zawołał Warburton — prędzej, chodź pan, prędzej! Lady Alicya zemdlała!