Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/419

Ta strona została przepisana.

chlały — żmija jadowita. Ślimak mówił, że jadowite są szaro nakrapiane, a ta jest właśnie szara!
Patrzał przez chwilę jak zahypnotyzowany, na walcowate, beznogie ciało żmii, spodem białawe, a z wierzchu czarniawo-brunatnym oznaczone rysunkiem, wyglądającym jak zygzak piorunu na brunatnej chmurze — a serce mu biło jak młotem. Żmija przysuwała się coraz bliżej: miała może więcej niż metr długości, i już była tuż przy Dawidzie. Podniosła głowę, otworzyła paszczę, wysunęła długi, niewielki, na dwa cienkie końce rozdzielony język — jeszcze chwila, a ukąsi śpiącego... Ukąszenia żmii bywają śmiertelne...
Henryk oprzytomniał: wyciągnął rękę z siekierką i metalowem jej ostrzem uderzył w łeb żmiję, która drgnęła pod ciosem niespodzianym i zwinęła się w kłębek. Jeszcze kilka uderzeń, i gad legł martwy — ale ruchy te obudziły Dawida, bo kilka drobnych kamieni stoczyło się przytem po pochyłości na dół, do strumienia. Zerwał się napół przestraszony i zawołał z gniewem:
— Kto u dyabła ośmiela się mi przeszkadzać? — A nie widząc nikogo, rzekł do siebie z głośnem ziewnięciem. — Pewnie krowa potrąciła kamienie idąc wyżej ku górze. A szkoda, tak smacznie spałem!
— To ja — odezwał się Henryk tuż za nim.
Dawid odwrócił głowę i podparłszy się na łokciu, rzekł ze złością:
— To ty, mały Polaku? Czyż nie dość masz miejsca w Strążysskach, że ci przyszła ochota tutaj, koło mnie, urządzać sobie głupie zabawy ze zrzucaniem kamieni, i przeszkadzać mi spać?
I dodał szyderczo:
— Ale gotów jestem przebaczyć ci, jeżeli mnie przeprosisz i powiesz, że ci się to tylko przypadkiem zdarzyło.
Henryk popatrzył na zarozumiałego panicza z politowaniem i odrzekł.
— Mylisz się wielki Angliku, wcale cię przepraszać nie będę. Dowiedz się, że nie zrobiłem tego przypadkiem.
Dawid osłupiał. Pierwszy to raz usłyszał, że ktoś otwarcie przyznawał się, iż chciał go obrazić. Nic podobnego nie zdarzyło mu się jeszcze nigdy, i nie mogło się pomieścić w jego płytkiej głowie, nawykłej do otoczenia, spełniającego skwapliwie wszystkie jego zachcianki i kaprysy. Począwszy od matki, a skończywszy na służbie, wszyscy prócz dziadka ulegali mu. Pierwszą gorzką lekcyę upokorzenia wziął na