Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/42

Ta strona została przepisana.

— Wygląda raczej na towarzyszkę — odezwał się malarz — a lady Alicya przyjmowała jej usługi w taki sposób, jak gdyby była jej służącą.
— Młoda dziewczyna... młoda dziewczyna... — powtarzał Strand, szukając w pamięci, zajęty bowiem swoim Branchiopodem, nie zauważył jej wcale. — A tak, istotnie, hm, doprawdy... pewnie służąca.
— Milady nazywala ją „Fanny“. Sluchała ona z uwagą pańskiego opowiadania o Branchiopodzie.
— Doprawdy! — zdziwił się profesor — czekajże pan: Fanny, miss Fanny, tak... przypominam sobie. W Rochdale było małe dziewczątko tego samego imienia, jakaś uboga krewna. Fanny... tak, to niezawodnie ona; a ja jej nie poznałem, do licha! i nie ukłoniłem się nawet.
Zapanowało milczenie. Profesorowi oczy już do snu kleić się zaczęły, malarz także się nie odzywał. Deszcz i wiatr ustał i cisza zapanowała na dworze. Szmatka w latarni dopalała się i wkrótce miała zgasnąć, bo oleju zabrakło. Jakóbowi nie chciało się spać jeszcze. Zapragnął wypalić papierosa, ale tutaj, na sianie, nie godziło się nawet myśleć o tem. Zsunął się cicho po drabinie na dół i wyszedł na dwór. Drzwi jeszcze nie były zaparte i gaździna, cicho stąpając, przenosiła z sieni jakieś rzeczy i statki na boisko, gdzie nocować miała wraz z gazdą, strykiem i pastuchem od bydła. Sięgnął do kieszeni od kamizelki, ale nie znalazł w niej zapałek i przypomniał sobie, że je zostawił w „czarnej“ izbie, na oknie przy którem siedział.
W izbie świeciło się jeszcze i nawet okno teraz było otwarte. Zdaleka widział swoje pudełko zapałek — wystarczało wyciągnąć tylko rękę. Chwilę namyślał się, czy iść po nie — i postanowił iść, przeprosiwszy sir Edwarda.
Zbliżył się do okna: Walter i Davy spali na ławach pookrywani pledami, a lóżko przygotowane dla baroneta, było jeszcze nietknięte. Sir Edward chodził po izbie bardzo zamyślony, z rękami założonemi w tył, a czoło jego przecinały gęste fałdy.
— Jakiś robak go gryzie... — pomyślał doktor i zatrzymał się.
Baronet przystanął, wziął lichtarz ze stołu i przyświecając sobie, jął przypatrywać się obrazom rozwieszonym na ścianie. Na honorowem miejscu wisiał niewielki obrazek na szkle malowany, przedstawiający słynnego Janosika z jego towarzyszami. Wszyscy strojni w wysokie kołpaki, ozdobione piórami, mieli włosy spadające na ramiona. U jednych z przodu wisiały długie loki po obu stronach twarzy, u drugich zamiast loków dwa warkoczyki. Główny bohater przedstawiony w powietrzu, w chwili jakiegoś nadzwyczajnego skoku, prawą ręką strzelał z pistoletu do wierzchołka drzewa, a w lewej trzymał butelkę. Na ziemi stał kocioł naładowany dukatami. Sir Edward przypatrzył się z zajęciem malowaniu wielce pierwotnemu, acz wykonanemu starannie,