Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/429

Ta strona została przepisana.

— Wody tu istotnie dużo i widzę nawet migające pstrągi. Wydra ma na co polować — powiedział Henryk. — Ale co to za hałas słychać?
— To huk wodospadu lecącego ze skały 40 stóp wysokiej. O patrz! czy widzisz?
— Widzę, widzę! Ponad wodospadem wznosi się lesista dolina, a Giewont daje jej wspaniałe tło. Co za oryginalny a uroczy zakątek!
— Dzika to i pusta, zasłana rumowiskami kotlina; leżą w niej grube płaty śniegu zlodowaciałego. Prawdziwa tam kopalnia dla botaników! Wejście na nią bardzo trudne, ale ja wejść muszę, bo spodziewam się znaleść kilka roślin, których mi właśnie brakuje. Ty Henryku posiedź tu sobie przy wodospadzie i zaczekaj na mój powrót.
Henryk zgodził się na propozycyę. Usiadł na zwalonym pniu drzewa i patrzył na rozpryskującą się pianę, która jak pyłek delikatny unosiła się w powietrzu, a promienie słońca padając na nią ukośnie, zmieniły ją w gazę złocistą. Wszystkie mchy i paprocie, perliły się od tego pyłku, niby dyamentowym posypane piaskiem. Chłopiec zdjął kapelusz, i z rozkoszą napawał się miłym chłodem i pięknością widoku.
Wtem coś niezwykłego zwróciło jego uwagę. Posłyszał gdzieś w bliskości śpiew ptaszyny, słaby, cichy, ale bardzo miły. Upatrywał pilnie śpiewaka, nigdzie jednak dojrzeć go nie mógł: wkrótce też śpiew ucichł. Za to w miejscu gdzie woda najbardziej była skłębiona, ujrzał wśród wiru i piany trzepoczącą się drobną ptaszynę. Myślał że tonie, bo chwilami niknęła zupełnie pod wodą; zerwał się więc i pospieszył na jej ratunek — ale o dziwy, ptaszek wyleciał z toni jak piłka, do góry i na nowo rzucił się w nurt spieniony. Widocznie była to tylko kąpiel dla przyjemności, a nie żaden nieszczęśliwy wypadek.
— A to dopiero! Co za siła i zręczność w tej maleńkiej ptaszynie — pomyślał zachwycony i zaintrygowany mocno Henryk. — Słyszałem że siła wody spadającej z takiej wysokości, może zabić człowieka któryby dostał się w jej nurty, a ptaszek igra z nią bezkarnie!
I patrzył co dalej będzie, a ptaszek dokazywał cudów zręczności i odwagi, jakby się przed nim umyślnie popisywał tem co potrafi. Wyprawiał sztuki niesłychane: przecinał lotem kryształ spadającej kaskady, i krył się za jej zasłoną, a gdy Henryk oddech wstrzymywał, z ciekawości i obawy, co się z nim stało, zjawiał się niespodzianie, jakby