Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/433

Ta strona została przepisana.

— Uhu, hu, hu, huuuu...
Głos ten w półkrzyku, pół śpiewie, począwszy od najwyższego tonu, spadał kaskadą coraz niżej, przeskakując w biegu po dwa tony. Sprawiało to wrażenie takie, jakby do olbrzymiej metalowej urny wpadała perła i zatoczywszy krąg, spoczęła na dnie, napełniwszy dźwiękiem długo nie cichnącym, naczynie. Pasterze tatrzańscy lubują się w sposobie wydawania odgłosów i wsłuchują się z rozkoszą w powtarzające je echa a im pierś młodsza, silniejsza, a głos czystszy, tem wspanialszy efekt. Chcąc być słyszanymi jak najdalej, krzyczą z całej siły; dla tego też głosy ich wcześnie bywają przekrzyczane i tracą miększe tony. Ile jest dolin w amfiteatrze gór otaczających Zakopane, wszystkie stają się urnami, w które duchy gór rzucają dźwięczne perły, naśladując człowieka, a strumienie huczące po kamieniach, i dzwonki krów, grają akompaniament.

„Jeszcze mie matusia
Na ręku nosiła,
Już mi się, już mi się,
Szabliczka wróżyła.

Kowal konia kuje,
Ja se gwer pucuje,
Kowal konia okuł,
Ja se masieruje.“