Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/455

Ta strona została przepisana.

swojej brody; — patrzył w ziemię, jakby mu to co mówiłem, było przykrem.
— Wierzę bardzo — mruknął Witold.
— A potem podniósł głowę, utkwił we mnie wzrok przenikliwy, jakby mnie chciał przejrzeć do głębi i zapytał, czy kocham go choć trochę. Odpowiedziałem, że pokochałem go tak prawie jak mojego dziadunia, a on rzekł:
— A więc jedź ze mną: będziesz miał pieniędzy ile zechcesz, piękne ubranie, konia własnego. Poślę cię do szkoły w Eton, a potem do uniwersytetu w Cambridge. A gdy dorośniesz, daruję ci zamek wraz z ziemią i lasami i zrobię cię baronetem.
— O, ho, ho! — odezwał się Witold, podnosząc oczy od rysunku.
— Ach, panie, gdym to usłyszał, zapomniałem gdzie jestem i wydało mi się, że ubrany w szaty wspaniałe przechadzam się po pysznych komnatach, i widzę szeregi służby kłaniającej mi się do ziemi i nazywającej „panem baronetem“; że przed bramą zamku stoi przepyszny rumak arabski, okryty pięknym czaprakiem i grzebie nogą z niecierpliwości, a masztalerz trzyma go za uzdę. Wszystkie złe duchy mnie opanowały: zapomniałem o Miratyczach, o dziadku, o babuni i o siostrzyczce, i mogłem był stać tak długo na miejscu, snując obrazy przyszłości coraz piękniejsze, ale przebudził mnie głos sir Edwarda, pytający: — Jakże, czy pojedziesz ze mną? — Jakto, spytałem, więc pan chce żebym ja został Anglikiem?
Witold położył ołówek i patrzył na chłopca.
— Rzecz naturalna, mój mały — odpowiedział — nazywałbyś się Warburtonem na Rochdale. — To mi do reszty wróciło przytomność, przypomniała mi się rozmowa z Dawidem w Strążyskach, a serce wezbrało żalem do sir Edwarda i zawołałem: — O, sir, powiedziałeś mi pan w dolinie Kościeliskiej, że masz dla mnie szacunek, a mogłeś przypuszczać, że wyrzeknę się kraju i rodziny dla tytułu i zamku! Wolałbym być bogatym, niż biednym, to prawda, ale za żadne skarby nie wyrzekłbym się praw moich do ziemi, której dziadek broni kosztem nadludzkich wysileń. Pieniądze nie dają szczęścia! Pan podobno bogatym jesteś jak król, a czyż pan czuje się szczęśliwym? Kto swoich opuszcza w niedoli, ten jest...
— O — szepnął Witold — to ciekawe.
A on zbladł i podnosząc rękę przerwał mi, mówiąc: — Nie kończ.. zgaduję co chcesz powiedzieć. Nie domyślasz się nawet dziecko, jak okrutne są twoje słowa!
— Rzeczywiście — wtrącił Jakób.
— Przebacz, sir, jeżeli okazałem się niewdzięcznym za twoją dla mnie dobroć —przemówiłem, bo mi się go czegoś żal zrobiło. — Pokocha-