Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/465

Ta strona została przepisana.

— A jakże, pan przecie ratował moje króliki.
— Jestem twoim dziaduniem — powiedział, gładząc jej włosy z czułością. — Czy będziesz mnie kochała?
— O, będę — odrzekła, i gdy ją wziął na kolana, objęła go za szyję, jak niegdyś podczas wichru halnego, i dotknęła delikatnie ustami jego policzków.
Zamyśliła się ona bardzo nad tem co się zdarzyło, ale nie pytała o nic — i gdy ją posadził na ziemi, wróciła do poprzedniego zajęcia, odgadując przeczuciem serca, że ten nowy dziadunio i babunia Kasia, mają sobie wiele do powiedzenia.
A brat i siostra siedząc przy sobie, przytuleni jedno do drugiego, jak niegdyś w Miratyczach, nad jeziorem, ręka w rękę, gdy on był dorosłym prawie chłopcem a ona trzynastoletniem dziewczątkiem, jęli opowiadać sobie wzajemnie dzieje tych długich lat rozłąki, i łzy płynęły z oczu obojga. Tak byli zatopieni w rozmowie, że nie słyszeli iż ktoś w pobliżu wymówił kilkakrotnie imię sir Edwarda.
W bramie cmentarnej ukazali się Henryk, Witold i Jakób. Chłopiec ujrzawszy babunię Kasię siedzącą obok baroneta i trzymającą jego rękę w obu dłoniach, stanął jak wryty.
— Heniu! — zawołała Marysia, biegnąc ku niemu — ten stary pan co mnie i moje króliki przyniósł na ręku, wtenczas kiedy był wicher halny, to nasz dziadunio!
Chłopiec patrzał nie wierząc własnym oczom, ale w wyrazie twarzy babki wyczytał, że siostrzyczka mówiła prawdę.
— O, sir! — zawołał, rzucając mu się na szyję — czy to być może? Jesteś więc tym, którego u nas zawsze wyglądano? Mogę więc kochać cię swobodnie?
— Mów po polsku, chłopcze — odrzekł, przyciskając Henryka do piersi — bo jak widzisz, jestem naprawdę twoim dziadkiem! Nie chciałeś ze mną jechać do Anglii, więc ja zdecydowałem się pojechać z wado Miratycz.
— O, co za szczęście — szeptał chłopiec, całując jego ręce — co za szczęście! Panie Jakobie, panie Witoldzie, chodźcie tu, chodźcie! Wielka nowina: mam dziadka!
— Ja się tego dawno domyślałem — odezwał się Jakób, ściskając rękę Warburtona.
— I ja także — dodał Witold. — Ale sir, Walter z Dawidem szukają pana wszędzie.
— Czyżby się co stało mej synowej? — zapytał zaniepokojony, i podniósł się.
— Nie sądzę — odrzekł Witold — tylko podobno wnuk pański znalazł w Strążyskach różę bez kolców.