Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/466

Ta strona została przepisana.

Dawid blady, wzruszony, zmięszany obecnością tylu osób, których nie spodziewał się znaleść tu razem, zbliżył się do dziadka i oddając mu gałązkę otrzymaną od Henryka, przemówił głosem drżącym:
— Sir, oto jest Rosa alpina, ale nie ja ją znalazłem, tylko ten mały Polak —dodał, wskazując na swego rywala. Ja mu pozazdrościłem tej zdobyczy, ja go skrzywdziłem niegodnem posądzeniem i on mi ją ustąpił... Okazał się wspaniałomyślnym i szlachetnym, bo obraziłem go ciężko po dwakroć, a on ani razu nie poskarżył się przed tobą. A dziś, gdyby nie on, umarłbym może, bo zabił żmiję jadowitą skradającą się do mnie, podczas gdy ja spałem, i nie powiedział mi nawet o tem!
— Brawo Henryku — zawołał sir Edward — jestem z ciebie dumny, mój chłopcze! A i ty Dawidzie lepszym jesteś niż myślałem, skoroś się zdobył na odwagę powiedzenia prawdy, skoroś się przyznał publicznie do błędu! Cieszy mnie to, bo widzę że grunt jest w tobie prawy.
Dawid, który ciężką z sobą przedtem stoczył walkę, postanowił być uczciwym do końca i wyciągając rękę do Henryka, rzekł:
— Przebacz mi, jeżeli możesz i pozwól się kochać, bo nie śmiem cię prosić żebyś mnie także... pokochał choć trochę.
Henryk ujęty szczerością tych słów, wyciągnął do niego ramiona i obaj chłopcy uściskali się serdecznie.
— Jest ważna wiadomość, sir — odezwał się Walter, usuwając nieco Davego i wskazując na niemłodego człowieka w podróżnem ubraniu. — Oto pan Chwoyko, Słowak, ogrodnik z Osieka. Przybył dziś z Węgier. Spotkał się on z doktorem Strandem nad jeziorem Szczyrbskiem, gdzie tamten zapuszczał ołowiankę.
— A więc Strand jest na węgierskiej stronie? — zapytał z ożywieniem Warburton.
— Tak. Otóż profesor pamiętający ciągle, że sir Edward pragnie posiadać różę bez kolców, dowiedział się że pan Chwoyko jedzie do Zakopanego, i wymógł na nim słowo, że natychmiast po przybyciu przedstawi się waszej Miłości, ma bowiem ważną wiadomość do zakomunikowania. Pan Chwoyko hoduje róże błękitne.
— Co! — zawołał zdumiony Warburton — róże, których tajemnicę hodowli znali tylko Maurowie hiszpańscy i o których pisał d’Orbessan, że je widział na własne oczy, choć nikt mu nie wierzył? To niepodobna!
— Tak wasza Miłości — rzekł, kłaniając się nizko przybyły — posiadam te róże i żadnych tajemniczych środków nie używam do ich otrzymania. Sprowadziłem je z Serbii, gdzie rosną na bagnach i trzęsawiskach. Róże te silnej budowy, są bezbronne. Na ich łodydze pojawiają się z początku małe, czerwone kolce, ale te odpadają później: kolor listków jest fijołkowy.