Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/47

Ta strona została przepisana.

— Tyle się nasłuchałam o niem pochwał, od tych co tutaj przyjeżdżali — mówiła — takie opowiadano o tej krainie cuda, że choć nie lubię wyruszać się z domu, i od lat dwudziestu nie wyjeżdżałam dalej jak do kościoła i w sąsiedztwo, jednak zgodziłam się chętnie na tę podróż, gdy pan brat mi ją zaproponował, bo chciałam te cuda ujrzeć na własne oczy. Tymczasem jestem tu już trzeci dzień i wcale gór nie widziałam.
Pan Jakób chciał odpowiedzieć, ale staruszka mówiła dalej z żywością:
— To nasz doktór wszystkiemu winien: tak zachwalał Zakopane, że wszystkim u nas w domu głowy pozawracał. Brat mój ciągle potem o Tatrach tylko myślał: a gdy jeszcze i sędzia K., któremu on wierzy tak, jak księdzu proboszczowi, wspomniał nawiasowo, że klimat górski byłby dobrym dla Marysi, wyprawił nas tutaj, choć przyszło mu to z wielką trudnością. Czasy na wsiach zmieniły się... Kubuś wie... i gospodarstwo nie daje nawet części tego, co dawniej!
Westchnęła.
— Co się wyda na Zakopane w tym roku, to się oszczędzi później na lekarstwach — odrzekł Jakób — bardzo rad jestem, żeście tu państwo przyjechali.
— Ale ja nie jestem rada: od chwili gdyśmy wsiedli na wózek, deszcz ciągle pada! I to nie taki porządny, jak naprzykład u nas, co się wyleje jak z cebra, popada czas jakiś i ustanie; ale drobny, a ciągły, a gęsty, jakby jaka zasłona. Nie widzieliśmy przed sobą nic oprócz koni... Ale, co ja mówię, nic! Z jednej i drugiej strony była przepaść.
Doktór uśmiechnął się.
— Wiem, wiem — rzekł pobłażliwie — znam tę drogę.
— Jezus Marya! — myślę sobie — jak się tu wóz razem z nami w przepaść stoczy, tak śmierć! Włosy mi stanęły na głowie: zamknęłam oczy i zaczęłam odmawiać modlitwę do świętej Katarzyny, mojej patronki.
— A dzieci czy bardzo się bały?
— Zwyczajnie jak dzieci; bawi je każda nowość. Henryś zawsze udaje zucha: zamłody jest, żeby rozumieć niebezpieczeństwo, a Marysia znów bardzo lubi jeździć: mieszkałaby na wózku gdyby mogła. Góral też potem rozwiązał sznur, podtrzymujący płótno wozu i opuścił je na boki, bo bardzo zaciekało i połowa sukni mi zamokła. Ale ja myślę, że on to zrobił dla tego, żebyśmy drogi nie widzieli. Odtąd nie wiedziałam już co nam grozi: modliłam się tylko i zdałam wszystko na Opatrzność!
Jakób z uśmiechem patrzył na mówiącą, której twarz łagodna, dobrotliwym zawsze nacechowana wyrazem, mocno była teraz poru-