Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/49

Ta strona została przepisana.

jeszcze gorzej były zaopatrzone, wszystkieby mimo to wynajęto. Wiedzą to górale i dla tego nie bardzo się o wygody gości swych troszczą! Braki, co prawda, wynagradza piękna natura i zdrowe powietrze. Miękkie krzesło dla pani, nawet materace, znajdziemy powoli.
— Mówiłam naszemu gospodarzowi, że mógł był przecie jakieś wygodniejsze siedzenie przysposobić: i wie Kubuś, co mi odpowiedział? „Kto chce dobrze siedzieć, niechaj siedzi doma!“
Jakób rozśmiał się, a panna Katarzyna mówiła dalej:
— A co do widoku, mój Kubusiu, czy to w naszych Miratyczach brakuje pięknych widoków? Jest las, jest jezioro, a gdy słońce wschodzi lub zachodzi i przegląda się w wodzie, to jest tak ślicznie, że grzech doprawdy żądać więcej od Pana Boga. Piękna natura...! Na owej górze Obidowej góral powiedział nam, że ztąd widać już Tatry i wskazywał biczyskiem przed siebie, ale my widzieliśmy tylko w dali ciemny, a długi płat chmury, nic więcej. Ach, co to była za droga! Płótno się w kilku miejscach rozdarło, a wilgoć i chłód przenikały do kości. Dzieci pytały się ciągle, czy jeszcze daleko do Zakopanego, a góral ciągle odpowiadał: „nie prec,“ to niby, że niedaleko. Powtarzało się to tyle razy, że aż mi się naprzykrzyło słuchać. Myślałam, że ta podróż nigdy się nie skończy. Już zupełna noc była, gdy przybyliśmy. Łaska Boska, żeśmy nie zbłądzili.
— Tego wypadku nigdy jeszcze nie było — odrzekł Jakób — góral tak zna swoje góry, że zabłądzić w nich nie może, zwłaszcza na bitej drodze. Wyobrażam sobie, jak państwo dobrze spali po tak męczącej podróży.
— Dzieci zaraz posnęły, ale ja nie mogłam. Szum potoku płynącego tu gdzieś bardzo blisko, nie dał mi się nawet zdrzemnąć. W dodatku miałam nad samem oknem wodospad z deszczowej wody, spływającej po rynnie na kamienne płyty chodnika. Duet ten nie mógł mnie ukołysać.
— Dla mnie to bardzo przyjemna muzyka — wtrącił młodzieniec.
— Już ja za nią dziękuję!
— Bardzo łatwo można się do niej przyzwyczaić. Jestem pewny, że dziś już pani będzie lepiej spała.
— Myśli pan Kubuś, że to koniec? Gdy uszy moje już się nieco oswoiły z łoskotem strumienia i szumem wodospadu, a oczy zaczęły mi się kleić, posłyszałam jednostajny, miarowy odgłos, niby spadających kropli i poczułam, że poduszka moja jest mokra. Zerwałam się, zapaliłam świecę; patrzę, a to z pułapu kapie! Co było robić? Odsunęłam łóżko od ściany, i krople padały już na podłogę, aż ustały nad ranem, gdy i deszcz ustał.