Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/54

Ta strona została przepisana.

dużo wiadomości i nauki, których ty jeszcze posiadać nie możesz, z barometru więc takiego nie umiałbyś korzystać.
— Czy deszcze tutaj długo trwają? — zapytał chłopiec.
— Rozmaicie: kilka godzin, kilka dni, albo dwa i trzy tygodnie.
— A to piękna pociecha! — zawołała z przestrachem panna Katarzyna.
— Nie pociecha, babuniu, tylko, „psota“. Jagusia mówi, że tak górale deszcz nazywają — wtrąciła znów Marysia, dumna ze swych wiadomości.
— A w tej mgle, czy długo uwięzieni będziemy?
Doktór popatrzył uważnie w okno.
— Tego nie wiem na pewno, ale zdaje mi się, że już niedługo. Niech pani zdobędzie się na trochę jeszcze cierpliwości.
— Przewiduję, że będę jej wiele potrzebowała — odrzekła z westchnieniem. — Czy wie Kubuś, że nie mam najmniejszego pojęcia o tem w jakiem ten dom stoi otoczeniu. Ksiądz proboszcz pisał do znajomego tu księdza, żeby wynajął mieszkanie dla nas pod lasem, i żeby był widok na góry; domyślam się jednak, że ani jednego, ani drugiego ztąd nie widać! Ale się jakoś wyjaśnia, czy uważacie?
— Zdaje się, że będziemy mieli pogodę! — zawołał Henryk.
Dziwne zaszło zjawisko. Dzwon z matowego szkła, jak trafnie się wyraziła panna Katarzyna, nagle tak się rozjaśnił, jakby na niego z góry padły promienie światła. I widać czarodziejska to była lampa, bo cudowne pod jej wpływem działy się rzeczy. Ściany dzwonu rozszerzyły się, a cienie płotu i czterech drzew stały się rzeczywistością. Wyłoniła się ze mgły łączka z bujnie rosnącym na niej Rdestem, dzikim Rumiankiem i Podbiałem, a za nią zielony owies gęsto przetykany czerwonem kwieciem Mieczyków. Ściany dzwonu rozszerzały się coraz bardziej, a łączka rosła coraz więcej, więcej i więcej... Na łące, jak w bajce, ukazało się kilka chat rozrzuconych malowniczo i strumień pędem biegnący po kamieniach, a potem ciemne drzewa lasu.