Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/55

Ta strona została przepisana.

Wszyscy cisnęli się do okna, patrząc ze wzrastającym podziwem, a doktor miał na twarzy wyraz blizkiego a pewnego tryumfu.
— Chwała Bogu, że mamy widok na las — odezwała się panna Katarzyna — ale szkoda, że gór nie widać! Zapewne są w innej stronie. Lasek jakiś młody, nizki, ale lepszy taki, niż żaden.
Gdy to mówiła, lasek nagle urósł; ukazały się drzew wierzchołki, a ponad niemi jeszcze wzgórza lasami iglastemi porosłe, a nad wzgórzami pasma gór, ciągle rosnących na wysokość — aż zakończyły się ostremi, ośnieżonemi szczytami. Niewidzialna, a potężna ręka unosiła powoli zasłonę, aż zajaśniał czysty błękit, a nad nim promienie słońca zalały cały krajobraz.
Zapanowała najpiękniejsza pogoda. Ukazał się wspaniały łuk tęczy, której jeden koniec opierał się na wzgórzach Antałówki, a drugi na Gubałówce. Podziw, zachwyt patrzących, były nieopisane. Babunia Kasia pierwsza zawołała:
— Co za cudowny kraj!