Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/56

Ta strona została przepisana.
IV.
PRZY BLASKU SŁOŃCA..

Jak potopu świata fale
Powstrzymane w swoim biegu,
Stoją nagie Tatry w śniegu
By graniczny słup, zuchwale!
Pol. Tatry.

Wszyscy wyszli na ganek i patrzyli na amfiteatr gór wznoszących się piętrami, i na ich kontury odrzynające się ostro na jasnym błękicie. Strumień błyszczał jak roztopione srebro — i pieniąc się, spadał coraz niżej małemi kaskadami, a szum jego miał jakieś metaliczne dźwięki, niby granie surm nastrojonych na ton radosny. Łąka błyszczała wszystkiemi odcieniami zieloności i bogactwem kwiecia. Był to wzorzysty kobierzec, utkany z Bratków, Rumianków, Dzwoneczków i Jaskrów, a pomiędzy niemi gdzie niegdzie, jak złote gwiazdy, błyszczały jasne, połyskujące liście Tłustoszów. Nad temi gwiazdami, na cienkiej, zaledwie widzialnej łodyżce, unosiły się drobne, ciemno-błękitne kwiateczki, niby muszki bujające swobodnie. Cała dolina nagle zaroiła się ludźmi i zawrzała życiem. Ptactwo zabrzmiało hymnem radosnym wzbijając się pod obłoki. Pasterze wyprowadzili krowy na pastwisko, a dźwięki dzwonków, uwiązanych na ich szyjach i nawoływania, napełniły powietrze.
— O tak! — zawołał z zapałem pan Jakób — cudowny kraj! kraj nieustającej wiosny, bo przykrości lata, dające nam się na równinach uczuwać, tutaj prawie nie istnieją. Drzewa jego i łąki są wiecznie zielone; słońce w zimie grzeje jakby w maju, a latem jędrne, chłodne poranki, krzepią zwątlałe siły chorych i starców rzeźwiącem tchnieniem. Cudo-