Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/97

Ta strona została przepisana.

czegoś podobnego zachciewa? Czego on chce, zatem? Po co przyjechał w Tatry? Czego szuka? Jeżeli jako zwykły, pragnący wrażeń turysta, czemu nie przyznaje się do tego otwarcie?
Baronet nie zauważył wrażenia, jakie sprawił, i mówił dalej:
— Zadawałem sobie przed chwilą pytanie, skąd się tu wzięły te olbrzymie głazy, zdające się być granitem? Widocznie są to resztki osypanego, wyższego dawniej szczytu. Złomy jego kruszeją od wpływów atmosferycznych, pękają; woda spycha je z góry, rozbija, i spadają rumowiskiem w dolinę, której poziom tym sposobem ciągle się podnosi. Te rozległe grzbiety i szczyty niegdyś ku niebu sięgały. Każda zima rozsadza skały, każdy piorun je strąca, zniżając powoli te harde głowy. Po upływie wieków, z tej wspaniałej rzeźby gór niebotycznych, pozostaną może tylko wzgórza! Dobrze, że zdążyliśmy urodzić się teraz, póki jest patrzeć na co i co podziwiać.
Gdy to mówił, dał się słyszeć w górze przerażający świst i głos żałosny.
— Kia, Kiach..!
Warburton żywo podniósł głowę i ujrzał wspaniałego ptaka płynącego majestatycznie po nad szczytami, a rudawe jego upierzenie w blasku słońca miało złociste połyski. Jakby się przypatrzyć chciał spoczywającym wędrowcom, królewski ptak zawisł nieruchomo w powietrzu, poruszając zaledwie końcami lotek, prawie bez pomocy skrzydeł.
Aquila aurea — rzekł Strand — czyli Złoty orzeł. Co za wspaniały okaz!
Wszyscy podziwiali go, czyniąc różne uwagi, mianowicie czy wytrwa długo w tej pozycyi, ale potężne skrzydła poruszyły się, i orzeł popłynął ku bielejącym w dali szczytom Krywania.
— Pierwszy to mieszkaniec szczytów jakiego tu spotykam — odezwał się baronet, który najdłużej ścigał go oczyma.
— Jakież wrażenie Tatry zrobiły na panu? — zapytał malarz.
— Nie znam ich jeszcze: z tego co widzę, dzikość ich uderza mnie więcej jeszcze, niż piękność.
— A dolina Kościeliska?
— O, to jest najdziwniejsza, jaką można sobie wyobrazić, fantazya natury — odpowiedział z ożywieniem.
— Gród skamieniały zbudowany przez olbrzymów — wtrącił Jakób — nieprawdaż?
— Jest to czysty gotyk — mówił dalej baronet — wspaniała świątynia, której stropem jest błękit nieba, a podłogą szmaragdowy kryształ potoku. W świątyni tej stoją setki kamiennych filarów, i tysiące posągów delikatnie kowanych. Silić się na określenie piękności tej doliny,