Strona:Zofja Żurakowska - Trzy srebrne ptaki.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

Krzysztof nie wybierał wieczoru, tylko raz, stanąwszy na balkonie, zdecydował się zupełnie nagle.
W owej chwili było jeszcze jasno, zachód znaczył się złocisto-fioletową smugą, a księżyc biały i Wenus błyszcząco-oka wędrowały już ponad wzgórzami.
Krzysztof spokojnie poszedł na kolację.