stóp wieży i piąć się po stromej skarpie wzwyż Przypominał sobie jednak, że hucuł kazał mu się trzymać drogi i tak również nakazywał rozsądek.
W miejscu, gdzie droga skręcała w lewo, w ostatnich błyskach księżyca zobaczył Krzysztof starą bramę, której żelazna krata, okolona wyniosłym łukiem muru, — zamknięta była na głucho.
Poprzez mur, zakończony czerwonym daszkiem, zwisały koralowe łodygi dzikiego wina, a na strzelisty łuk białej bramy sypały się złotordzawe liście kasztanów.
Księżyc zaszedł. Ale Krzysztof zdążył jeszcze przeczytać słowa wyryte u szczytu bramy:
Krzysztof aż zadrżał z rozkoszy. Dla samej tej bramy, dla tego napisu warto było w zmęczeniu i trwodze drapać się na szczyt wzgórza. Warto było!
Dokładnie światłem latarki obszukał bramę i mur wokoło. Z boku, na desce przybitej do drzewa, wyczytał jeszcze taką przestrogę: