Strona:Zofja Żurakowska - Trzy srebrne ptaki.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

Melodja tej pieśni nieznanej była tak ładna, że Krzyś zatrzymał się pod oknem, nie szukając wejścia do domu i czekał jej końca. Pies stał równie cicho, nastawiwszy uszy. Krzyś wsunął zziębniętą rękę między obrożę a szyję nowego przyjaciela i ogrzewał ją o ciepło psiego ciała.

... uwieńczą przelotem,
— trzykrotne bramy się otworzą,
— o tem śpiewamy, o tem,
jak ujrzą rozkochane oczy,
świat pełen słońca, cały złoty!

Wzniósł się najwyższą nutą czysty, dziewczęcy głos. Podjęły akord dwa inne, i tym trójgłosem harmonji doskonałej, zakończyła się pieśń.
Zaledwie ucichła, z góry, z okna pierwszego piętra wychyliła się głowa okrągła i połyskująca łysiną, a głos, nieco gderliwy, zawołał:
— Dość już tego. Marsz spać. Pierwsza godzina jak zapowiedziałem.
— Dobrze, dziadziu — odparł chór głosów z okna wysokiego parteru.
Krzysztof zrozumiał, że to ostatnia chwila, w której wypada zastukać do drzwi domu. Latarką oświecił ścianę, znalazł wielkie okute wrota, wprost pod oknem parteru. Schodziło się