Strona:Zofja Żurakowska - Trzy srebrne ptaki.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

prawa z gderliwą babką, której głos zasłyszał z dołu. — Komnata jednak była pusta i dziwnie uroczysta. Naga podłoga nieskazitelnym połyskiem odbijała wiernie światło ściennych świec, nieliczne, sztywne meble w nienaruszonym porządku kryły się pod ścianami, a otwarta, nabożna fisharmonja przecinała ciemną płaszczyznę ściany ostrą linją białych klawiszy.
— Siądź i wypocznij, zanim Lidja przygotuje kolację i pokój — powiedziała najstarsza z panienek.
Ta, do której widocznie należał ten obowiązek gościnności, panienka z rozsądną i stateczną minką, uśmiechnęła się do Krzysia uprzejmie i wprowadziła swoją krynolinę po trzech stopniach schodków do przyległego pokoju, w środku którego widniał stół nakryty serwetą.
— Ona to zrobi błyskawicznie — pokrzepiła Krzysia najmłodsza panienka, okrągła, różowa, ciemnowłosa i ruchliwa jak wiewiórka. — Sylwjo, a może jej dopomóc?
— Nie, Aglae. Złóż nuty i zamknij harmonjum. Gdyby nie to, że dziś urodziny Aglae, dawno spałybyśmy już wszystkie, Krzysztofie, i długo musiałbyś czekać na otwarcie drzwi.
— To też dostaniesz tortu orzechowego.