skie i nie jedwabne. Noszą skarpetki i pantofle na niskich obcasach. I prawie wszystkie mają obcięte włosy.
Aglae pokiwała głową.
— Nigdy nie byłam na dole, ani nigdzie — wyrwało jej się, widocznie wbrew postanowieniu.
Krzysztof zapytał dlaczego.
Dziewczynka otworzyła usta, zamknęła je i znów otworzyła, żeby powiedzieć stanowczo.
— Nie mogę ci tego powiedzieć. Sylwja zabroniła. A tu jest mój ogród warzywny — dokończyła z miną tak ponurą, jakgdyby wskazywała miejsce popełnionej zbrodni.
Właściwie Krzysztof wcale nie był ciekaw ogrodu warzywnego. Kapusta — kapustą, a pomidory tysiąc razy oglądał na krzakach. Zresztą Krzyś nie był wieśniakiem. Zaproponował Aglae pogawędkę w rozłożystych gałęziach rdzawiejącego orzecha.
Wleźli i umieścili się wygodnie.
Dom Trzech Wież rysował się wyraźnie ponad drzewami sadu, położonego niżej. Wieża prawdziwa była tylko jedna, do niej zaś dobudowano długi, równy budynek, zakończony z dwóch krańców, dwoma półpiętrami, które kształtem dachu imitowały wieże.
Strona:Zofja Żurakowska - Trzy srebrne ptaki.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.