— Miałam rok, Sylwja sześć, a Lidja cztery, jak nas tu dziadzio przywiózł i wybudował naokoło parku trzy mury — powiedziała Aglae z widoczną urazą.
Krzyś już nie pytał dlaczego, ale łaskawie mu poradziła:
— Poproś Sylwję, ona ci to opowie, jeśli będzie chciała.
A potem, namiętnie, z ogniem w oczach i ustami drżącemi z niecierpliwości, jęła zasypywać chłopca gradem pytań.
— A wy chodzicie wszędzie i jeździcie, gdzie wam się podoba?
— Tak...
— I samochodem?
— Kto ma samochód, ten nim jeździ. Moi rodzice nie mają. Nie są bogaci.
— Ale jeśliby byli bogaci, tobyś jeździł?
— Pewnie... — Krzyś zupełnie był oszołomiony gwałtownością tych dziwacznych pytań.
— I czytasz różne książki, i uczysz się razem z innymi chłopcami? W szkole?
— Ma się rozumieć, że w szkole. W gimnazjum.
— I jak to jest? Czy wszyscy uczą się razem, a nauczyciel poprawia?
Strona:Zofja Żurakowska - Trzy srebrne ptaki.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.