która napewno zrozumieć nie może, co się z nim stało i ciągle wychodzi do ogrodu popatrzeć na drogę.
— A może możnaby zawiadomić twoją matkę, że jutro wrócisz. Nie?
Krzysztof się zastanowił. Tak ogromnie chciało mu się pozostać! Wszakże nie rozmawiał jeszcze z Sylwją, wszakże nie dowiedział się tajemnicy «trzech srebrnych ptaków», ani «odpowiedniej chwili»! Rzekł z wahaniem:
— Jakże zawiadomić? skoro niema tu nikogo takiego, kogoby można było posłać?
Lidja na wszystko znajdowała radę.
Powiedziała, że o tej porze zwykle pan Niborc jedzie z leśniczówki do miasteczka, jeśli więc natychmiast pobiegną do pierwszej bramy, to napewno złapią go w przejeździe. Prośbę spełni bezwątpienia — raz, że bardzo jest uprzejmy, a także ponieważ ogromnie lubi wszędzie być, z wszystkimi rozmawiać i wszystkie sprawy załatwiać.
Popędzili więc ku bramom i Krzyś podziwiał zręczność, z jaką Lidja je przełaziła, mimo swych robronów. Snać niebylejaką miała wprawę.
Siedli na tej bramie, która doradzała przechodniowi, aby ją «mijał». Krzysia na nowo męczyć poczęła dziwaczność tych miejsc.
Strona:Zofja Żurakowska - Trzy srebrne ptaki.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.