porównać nie da! Sama pani nauczycielka częściej po rusku, niż inaczej.
Jakież to śliczne były te słowa, których znaczenie niepodobna wyrozumieć, zanim pani wytłumaczy.
— Nieustanna. — Cóż to może znaczyć — nieustanna? Maryjka przymykała oczy w upojeniu miłosnem i nizała te polskie słowa, jak korale na jedwabny sznurek.
Potem się mówiło o krajach, morzach, miastach.
Na mapie się pokazywało, gdzie co leży. Dwie Ameryki, jak dwa foremne sery, a Afryka trzeci. I tych rzek cała masa sinych, jak żyły na spracowanej ręce. Wisła, jak wąż sunący po trawie — a zaś Niemen, potem Dźwina służą razem dla Litwina. — A na dole, mój ty Boże! — Dniestr! Dniestr ten sam, długi, kręty. O nim wszystko Maryjka chciała wiedzieć. Skąd płynie i dokąd? Że okazał się większy od Wisły, to ją napawało dumą. Mało to razy kąpała się w Dniestrze? Jaki był wartki, głęboki, kamienisty, wiedziała to sto razy lepiej od tej geografji.
Roztęskniła się do swojej ziemi, wpatrzona w krętą linję Dniestru, że aż oczy jej napłynęły łzami.
Strona:Zofja Żurakowska - Trzy srebrne ptaki.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.