Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.
96

— Z temi ludziami, to wiecny klopot i klopot!...
Czasem szczególniej dotkliwie czuje Halunia odrębność swoją od ogółu dorosłych ludzi. Na szczęście harmonja między wujciami i Halunią naprawia się natychmiast, i za chwilę już pokój rozbrzmiewa takim zgiełkiem, śmiechem i wrzawą, że aż szyby w oknach drżą z radości i śmieją się dźwięcznym, urywanym śmieszkiem:
— Gdzie ty, kumo? — woła wujcio Bolo i goni panią żabę, która czołga się zwinnie między nogami ludzi, krzeseł i fortepjanu. Wujcio chce zapędzić panią żabę do swojego stawu i daje wielkie susy przez salon, przyczym długie włosy spadają mu na twarz jak u tego Stasia-Brzyduły, „ćo mial gzywa, śtlach polywa, a paźnokcie, na dwa lokcie!“
Jeszcze milszą jest „Jaskółeczka“. Wujcio Roman chwyta rękami za poły angleza i fur... lata od ściany do ściany. Jaskółeczkę chce pożreć straszny krokodyl. Ham, ham, kłapie zębami, a jaskółeczka trzepoce się i trzepoce w wielkim strachu. Nareszcie pada na dywan, ledwie żywa ze zmęczenia, i chowając główkę pod skrzydełko, błaga słodkim głosikiem:
— Krokodylu! daruj mi życie, ja mam żonę i dzieci!
Na to krokodyl, który z radosnym krzykiem dopadł jaskółeczki i miał ją zacząć jeść, wzrusza się nagle i objąwszy ją za szyję, szepce do ucha, żeby wujcio się nic nie bał, bo jaskółeczce wszystko się tylko „śnilo“, a naprawdę dywan to jest gniazdko,