Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.
105



I.
Zdeptane dzieciątko.

Odkąd Halunia dowiedziała się o Teodorze, poprostu w główce jej się rozjaśniło. Wie już teraz, kto wsunął skałkę w poręcz od schodów, żeby podrapała jej rączkę, wie, kto przesolił tak zupę, że nikt jej przełknąć nie mógł, choć Baranna zaklinała się na wszystkie świętości, że soli nie nasypała, „ani tyle, co za paznokiećby wlazło“ i wie, kto to zrobił taką niezgodę u wujciów, że ciociusia już nie jest teraz Marjanowa, tylko Karolowa.
Kiedy jej o tym napomknęła Baranusia, Halunia pędem pobiegła do mamy:
— To ciocia Inia ma telaz dwa męze, mamuńko?
— Ależ nie, co znowu, jednego tylko. Że też Baranna musi zawsze wygadać się z czymś niepotrzebnym. Ciocia Inia rozeszła się z wujciem Marjanem, to znaczy, że przestała być jego żoną, i pojechała od niego i dopiero potym wyszła drugi raz za mąż...
— Pojechała od niego? — Halunia szeroko roztworzyła oczy. Nie wiedziała, że to tak można.
— To... to wujcio Maljan był źli, mamuńko?