Od tego dnia Teodor zaczął się pojawiać coraz częściej.
I już mu nie wystarczało obrywanie nóżek i rączek lalusiom i dziurawienie piłek Halusiowych, doszło do tego, że wlazł w Kitę i zadusił szarego gołąbka (gdzieżby Kita sama, Kita, co ma takie serce, że jak myszkę złapie, to kładzie przy nogach mamy „i miauka, czy można zjeść?“) a nawet... ale to trzeba opowiedzieć od początku:
Było to tego dnia, kiedy przyjechał wujcio Okrąglaczek, żeby „popukać“ Halunię i mamę. Było już po pukaniu, a mama nalewała kawę, a wujcio opowiadał Haluni, jak to raz w szpitalu cieszyły się dzieci, kiedy im wujcio sprowadził szopkę. Tylko jedna malutka dziewczynka siedziała smutna i skarżyła się dzieciom, że nie może widzieć szopki, bo jest ślepą.
— Ślepa, wujciu? — wykrzyknęła Halunia. Była pewna, że ślepemi mogą być tylko lalki, którym, jak Krzysi, oczy wpadną do środka, i małe psiątka