Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.
120

Adasiem. Bo wujcio nietylko słucha uważnie i w odpowiednich momentach głową kręci z podziwu, ale zawsze doda jeszcze coś ciekawego od siebie. Tamtego tygodnia n. p. nauczył Halunię jednego zaklęcia, którym możnaby odczarować Teodora. Zaklęcie jest bardzo łatwe, i Halunia nauczyła się go odrazu. Oto, jeżeli się ma podejrzenie, że Teodor jest gdzieś w pobliżu, należy pogrozić palcem i powiedzieć: — Teo-dor!... Teo-dor!... Wtedy Teodor siedzi cichutko, jak trusia, bo wie, że jest poznany i wie, że gdyby w takiej chwili coś zbroił — tu wujcio głos zniżył — to tego samego dnia jeszcze o godzinie dwunastej w nocy skończyłoby się jego panowanie. W coby nie był zamieniony, tymby musiał pozostać na zawsze. W lwa, to lwem, w pchłę, to pchłą, a w korek od butelki, ha! to korkiem od butelki, — zakończył wujcio i uroczyście podniósł palec w górę.
Słowa wujcia zabrzmiały w uszach Haluśki, jak ostrzeżenie karzącej sprawiedliwości. „Lwa, to lwa, pchla, to pchla, a kolek butelkowy, kolek butelkowy“ — kiwała w zamyśleniu nóżką, zwieszoną z fotela, niepewna, czegoby należało życzyć Teodorowi.
— A źeby w aniolka? — zapytała po chwili, bo jakoś tamte przemiany nie zupełnie trafiały jej do przekonania.
— Ha! To byłby aniołkiem! — roześmiał się wujcio.
Halunia się ucieszyła. Wiedziała już teraz, co należy zrobić. Najpierw poprosi Teodora, żeby się dał odczarować, a potym mu zaproponuje, żeby się