Faktem jest, że choć Haluśka kocha Teodora tak, jak żadną inną zabawkę, choć oddaje mu wszystkie najpiękniejsze mebelki i sukienki laluś, choć nie zasnęłaby, nie ułożywszy go wpierw przy sobie w łóżeczku, choć Teodor podoba jej się tak dalece, że któregoś dnia zagadnęła mamuńkę, czy chciałaby mieć synka, „ale źupelnie, źupelnie takiego“, ona dotychczas Teodorowi nie spodobała się jeszcze. Bo niech go Halunia przy zabawie, rozbieraniu i ubieraniu bodaj leciutko pociśnie, odrazu...
Halunia tuli go wtedy do siebie, prosząc:
— Teodolku, nie wyśtawiaj jęzia, nie wyśtawiaj, ja psecieź niechcący, ja naplawdę niechcący!
Gdzieżby Halunia naumyślnie. Wie przecież, że Teodor nie lubi, żeby go za brzuszek cisnęli. Ale Teodor powinien zrozumieć, że co innego „na złość“, jak Baranusia, a co innego z miłości.
Ale Teodor tego nie rozumie i trzepie ze złością językiem i rogami, a twarz mu się wtedy tak wykrzywia, że Halunię strach zbiera, żeby się znowu nie zamienił w czarownika. Na szczęście gniew jego mija natychmiast, a skoro wciągnie w siebie język i rogi, to zaraz robi się tak miły, zabawny i grzeczny, że Halunia nacieszyć się nim nie może.
I teraz ledwie Halunia obejrzała się i zobaczyła pajaca, stojącego przed talerzykiem pełnym ryżu z bitą śmietaną, z łyżeczką, opartą o ramię — zasępiona jej buzia rozjaśniła się odrazu; zadowolona, że Teodor, zajęty leguminą, nie zauważy jej nieobecności, objęła spojrzeniem, pełnym uwielbienia, „calny lebek okląglutki, male glubiuchne nóżki i ten
Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.
131