Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.
136

nie było. Widocznie Baranna uprzątnęła go, zbierając naczynie ze stołu. Z brzuszkiem wydętym i ustami szeroko otwartemi leżał na łóżku Bronki-Beatryczy i dziwił się zapewne, że Halunia tak długo zostawiła go dziś samego.
Halunia przypadła do łóżka lalki; oczy jej promieniały szczęściem, usteczka drżały uśmiechem. Radość, która za jej pośrednictwem miała za chwilkę stać się udziałem Teodora, tamowała jej oddech w piersiach, i nawet onieśmielała troszkę. Poprostu Halunia nie wiedziała, jak mu to powiedzieć.
— Teodolku! — wykrzyknęła tylko i w dziecinnym uniesieniu pierwszym gwałtownym odruchem chwyciła pajaca w rączki i z całej siły przycisnęła do ust...
Ale nagłe przypomnienie oblało różową twarzyczkę Haluni jeszcze krwawszym rumieńcem.
Jeżeli go uraziła?! Z bijącym sercem czekała na wrzask, którym zwykle manifestował Teodor gniew z powodu nieostrożnego pociśnięcia jego osoby. Wszystko przepadło! Już Teodor nie uwierzy w Halusine kochanie i będzie myślał, że ona, jak inni... na złość!
Zwolna, odwracając w bok oczy, odchyliła go Haluśka troszeczkę, potym więcej jeszcze, póki pod paluszkami nie wyczuła, że wzdęta, jak balon, figurka, wróciła do zwykłej objętości.
I... i Teodor nie wrzasnął. Sapnął tylko cichutko, jakby mu było bardzo, bardzo przyjemnie.
Oczy Haluni rozwarły się w zdumieniu, prawie tak, jak oczy Teodora. Nie dowierzając sobie samej,