Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.
21

Jędruś jest malutki, ma rumianą, często zamorusaną buzię. Brzuszek ma wystający, oczka niebieskie, któremi ciekawie po świecie się rozgląda. Jasne, jak len, włoski, raz na niedzielę gruntownie myte przez Jagnę, leżą posłuszne, jak przylepione do główki, ale na codzień... pożal się Boże! kręcą i zwijają, w niesfornych loczkach opadają na tłusty, opalony karczek, na wietrze wciskają się do oczków i buzi.
— Wojtek, trzaby wziąć Jendrka do miasta — mówi Jagna do męża.
— Bez co?
— Żeby mu tę głowinę ostrzygli.
— A jużci.
I na tym się kończy. Kto tam ma czas myśleć długo o czuprynie Jędrusia, kiedy tyle roboty w domu i w polu, a od miesiąca kwili w kolebeczce maleńka Marysia.
Od przyjścia na świat Marysi dużo zmian zaszło w życiu Jędrusia. Choć Jędruś nie ma dwuch lat jeszcze i nie bardzo rozumie, co i dla czego się dzieje, przecież odrazu zauważył, że jego siostrzyczka zajęła w domu to miejsce, które dotychczas nie-