Cóż miała robić Burka? Niechby Jędruś był nawet taki, jak Marysia, spróbowałaby może wziąć go za karczek i pomimo jego woli odnieść do izby. Ale Jędruś był już duży, miał mocne nóżki i rączki i potrafiłby się obronić przed przemocą. Biednej Burce nie pozostawało nic innego, jak zwiesiwszy smutnie ogon w poczuciu spełnionej winy, podążyć za Jędrusiem do sadu.
Jędruś biegł naprzód, podnosząc niepewnie bose swe nożęta, aż dopadł do gruszy, pod którą mama zwykle układała do snu Marysię w kolebce. I tu nie było nikogo; za to wiaterek muskał rozgrzaną buzię Jędrusia, rozwiewał mu włoski i koszulinę. Słoneczko przeciskało się przez zielone liście drzew owocowych i złotemi płatkami znaczyło murawę. Jędruś „bęcnął“ na miękką trawkę, a Burka zaraz ułożyła się obok niego. O dużo, dużo przyjemniej było tutaj, niż w dusznej, ciemnej izbie. Wszystko się dziś Jędrusiowi wydawało jakieś inne, większe, nieznane, może dla tego, że po raz pierwszy sam zaszedł tak daleko. Niedługo pozostał pod gruszą. Ledwo odsapnął troszeczkę, już znowu zerwał się i biegł od drzewa do drzewa, ze śmiechem chwytał się rączkami pni chropawych, padał i podnosił się — a krok w krok biegła za nim Burka. Tak przebiegli sad, gdy naraz Burka nastawiła uszy, szczeknęła, z wyciągniętą mordą skoczyła ku ścieżce, odskoczyła znowu. Jędruś, biegnący tuż za Burką, zobaczył, że środkiem ścieżki coś sunie powolutku:
— Tiutka! — krzyknął radośnie, wyciągając obie rączki.
Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.
27